Quo Vadis.Trzecie tysiąclecie
Autor: Martin Abram (Marcin Więcław)
Wydawnictwo: Polwen
Ilość stron: 649
Moja ocena: 5/10
Nowy Jork, rok 2112
Kryzys gospodarczy- pomysł rządzących na podporządkowanie sobie ludzkości.
Obywatel- pojęcie, które raz na zawsze zastąpiono słowem konsument.
Stany Zjednoczone Świata- supermocarstwo, które podporządkowało sobie świat.
Zepsucie moralne- nie mniejsze niż w czasach Imperium Rzymskiego.
Chrześcijanie- przeznaczeni na śmierć
Wielka miłość- mężczyzny do kobiety i człowieka do... Boga.
"To ich zabija. Trzeba nauczyć się lekceważyć rzeczy podsuwane nam pod nos. Nie można ciągle dawać sobą manipulować. Ty musisz decydować, co chcesz słyszeć, oglądać, mówić. Dzięki temu przejmujesz władzę nad swoim życiem."Od samego początku oswajamy się ze światem, w którym nie istnieją znane nam państwa, jest tylko jedno- Stany Zjednoczone Świata ze swoją stolicą w Nowym Jorku. Trafiamy na czasy, w których panuje moda na Starożytny Rzym, czyli Pałac Prezydencki jest w stylu antycznym urządzony, balangi również w klimacie rzymskim są utrzymywane. Aktualnym prezydentem jest Garison III, jednak to nie z jego perspektywy śledzimy wydarzenia, a głównie z perspektywy Petroniusza- jego doradcy od spraw mody, Szymona- przyjaciela Petroniusza oraz dowódcą armii indyjskiej, oraz Angel, zwykłej weterynarz. No, może nie aż takiej zwykłej. Jest ona chrześcijanką. W tym nowym świecie nie ma miejsca na religie, wprowadzono prawo dotyczące "tolerancji religijnej", czyli innymi słowy zakaz na głoszenie publicznie swoich przekonań, jak chociażby przeżegnanie się przed jedzeniem lub noszenie krzyżyka na szyi. Tutaj panuje głównie kupowanie i sprzedawanie, a ludziom wciskane są na siłę reklamy i zupełnie niepotrzebne produkty. Witajcie w XXII wieku.
"Znali ten typ ludzi. Wydaje im się, że cały świat do nich należy. Wszyscy muszą im się podporządkować. Nie spocznie, póki nie osiągnie swego celu."Muszę jedną rzecz przyznać- autor naprawdę fantastycznie opracował świat przyszłości. Jest on bardzo realistyczny i tak naprawdę, to możemy się spodziewać czegoś podobnego do jego wizji, chociaż moim zdaniem niektóre jego pomysły są co najmniej dziwne. Chociażby projekt "Wolni od dwunastki", który polega na tym, że dzieci w wieku 11 lat wyprowadzają się z rodzinnego domu do własnego mieszkania. Nie wiem, jak Wy, ale ja to uważam za fatalny pomysł (jeśli chodzi o spełnienie w przyszłości, bo do książki pasuje idealnie). Świat naprawdę został stworzony fantastycznie, bardzo dobrze zaakcentowano żądze i rzeczy, którymi się ludzie kierują, oraz absurd, który może niektórymi owładnąć. Więc, co do klimatu- cud, miód, malina, ale co do fabuły... mam jednak odrobinę sprzeczne uczucia.
Gdy zaczęłam tę powieść myślałam, że tytuł "Quo vadis" wziął się jedynie stąd, że autor chciał zaakcentować to, dokąd zmierza nasz świat i dokąd mogą doprowadzić pragnienia ludzkie. Cóż, po części to się sprawdziło, jednak nie do końca. Książka bowiem niemal wszystkimi sytuacjami oddaje "Quo Vadis" Henryka Sienkiewicza. Jest po prostu uderzająco podobna, te same postaci, niemal te same wydarzenia, tylko osadzone w przyszłości. Mogłam sobie dopasowywać do siebie osoby z obydwu tych książek bez większych problemów. Wiedziałam dokładnie, co się stanie dalej w większości momentów. Gdyby nie to, że fabuła niemal całkowicie wzorowała się na powieści Sienkiewicza (koniec się różnił), to naprawdę byłaby to dobra książka. Tylko właśnie, gdyby pozmieniać akcję, wymyślić jakąś zupełnie inną fabułę, to wyszłoby lepiej.
To jest jedna chyba tylko rzecz, do której mogę się przyczepić. Chyba, żebym wzięła pod uwagę to, że z początku język jest bardzo prosty, a zdania bardzo mało rozbudowane. Wyglądało to tak, jakby autor jeszcze się nie zdecydował, czy pisać powieść, czy nie. Na szczęście później się znacznie poprawił i czytało się szybko i prosto. Mknęłam przez kartki jak wichura, zanim się obejrzałam, dotarłam do końca. Opisy były w jak najlepszym porządku, dawały może nie za pełny obraz, ale dzięki temu właśnie czytelnik ma możliwość na wymyślenie sobie wszystkiego na swój własny sposób, wedle uznania i upodobania.
Dużo wprowadzono tutaj wątków religijnych. Jest parę rozdziałów, które tylko o tym mówią, od ogólnej historii chrześcijaństwa w trzecim tysiącleciu, po przemianę wewnętrzną jednego z bohaterów. Nie jest o rażące, wplata się bardzo dobrze w fabułę, więc szybo się przez to przedziera. Natomiast bardzo dużym plusem jest to, że czytając tę powieść można sobie uświadomić, jakie są najważniejsze wartości w życiu. Ludzie nawet teraz są zabiegani między domem a pracą i nie mają głowy, żeby o tym pomyśleć. Jeśli się chce, tutaj można te cechy odnaleźć. Ja je po części odkryłam, czy Wam się uda? Zapraszam do lektury.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
Za udostępnienie książki dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz