Misery
Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: MISERY
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 367
Moja ocena: 8/10
Paul Sheldon jest autorem poczytnych tandetnych romansideł. Jego cykl o Misery Chastain zdobył ogromną popularność. Autor miał jednak już dość swojej bohaterki i w ostatniej powieści ją uśmiercił. Teraz postanowił zająć się pisaniem poważniejszych książek. Pewnego razu podczas zamieci śnieżnej jadąc po pijanemu samochodem uległ poważnemu wypadkowi. Odzyskał przytomność dopiero w stojącym na odludziu domu Annie Wilkes, byłej pielęgniarki uwielbiającej jego książki o Misery. Pobyt w domu Annie zamienia się w prawdziwy koszmar, gdy kobieta wraca z miasta z ostatnią książką Paula...
"Pisanie powieści i zakończenie jej w sposób dokładnie przemyślany w chwili rozpoczęcia, to tak jakby wystrzeliło się rakietę typu Tytan na drugą półkulę, oczekując, że trafi bez pudła w cel wielkości paznokcia."Jest rok 1984, a cała powieść toczy się w Stanach Zjednoczonych. Zaczynamy od wielkiej chmury, w której znajduje się główny bohater po wypadku. Stopniowo się z niej wydobywa i poznaje sytuację w której się znajduje, jednak nie od razu tłumaczone jest nam, co tak naprawdę się wydarzyło, te informacje otrzymujemy stopniowo. Główny bohater znajduje się w domu Annie Wilkes- niegdyś pielęgniarki, aktualnie głównie zajmującą się swoim gospodarstwem. No i Paulem. Bo okazuje się, że wymaga on z początku bardzo troskliwej opieki, która z czasem zmienia się w coś groźniejszego. Przede wszystkim postać Annie jest groźna, nie ma zielonego pojęcia, jakie konsekwencje będą miały jej czyny, a raczej doskonale wie i nic sobie z tego nie robi. No cóż, przez to twórca Misery będzie miał bardzo utrudnione życie...
"Miał jeszcze ochotę zapytać, co będzie jadł, ale nie zrobił tego. Nie chciał, aby ponownie zwróciła na niego uwagę- ani trochę. Chciał, żeby odeszła. Przebywanie w jej towarzystwie przypominało przebywanie z Aniołem Śmierci."Postaci w sumie nie mamy za dużo, a praktycznie przez niemal całą książkę mamy styczność jedynie z dwoma osobami- Paulem Sheldonem oraz Annie Wilkes, jednak najbardziej z tym pierwszym. To z jego perspektywy (pomimo narracji trzecioosobowej) oglądamy wydarzenia. Autor powieści o Misery na początku jest dosyć pewny siebie, ma silny charakter, jednak niestety, była pielęgniarka jest od niego o wiele silniejsza i wkrótce wywiera na niego znaczący wpływ. Mężczyzna aż się boi jej przeciwstawić. Nie dziwię mu się, też bym się bała. Jako że to głównie o nich historia, bohaterowie są wyraziści, a ich główne cechy charakteru świetnie podkreślone.
Atmosfera jest doskonale wykreowana, na początku niby nic takiego się nie dzieje, jednak powoli, powoli akcja zaczyna nabierać tempa i przekształca się na końcu w wyścig z czasem i grę, którą prowadzi Paul. Może przez pierwsze chwile książka nie pachnie nam horrorem i możemy ją zlekceważyć. Nic bardziej mylnego! Potem zawiera w sobie horror, a jakże. Momentami odkładałam ją na bok, zakrywałam twarz dłońmi, żeby za moment ponownie po nią sięgnąć. W tych momentach nie można było się od niej oderwać, chciało się ją dokończyć i poznać dalszy ciąg. Trzyma w napięciu przez cały czas, i pomimo że tych zatrważających scen nie jest wcale aż tak wiele, to ciągną one potem swój klimat i cały czas nam o sobie przypominają. Dodatkowo plusuje to, że powieść jest po prostu szalona. Większość zachowań Annie jest nieprawdopodobna i w innych sytuacjach prawdopodobnie byłaby śmieszna. Ale nie tutaj, o nie. Chociaż zdarzają się zabawne momenty oraz dowcipne riposty zarówno Paula jak i jego opiekunki.
Była to moja pierwsza styczność ze Stephenem Kingiem i muszę powiedzieć, że jest bardzo udana. Autor porywa swoim specyficznym stylem pisania i wprowadzaniem stopniowo coraz gęstszej atmosfery. Pomimo tego, że powieść jest momentami przewidywalna, to nie umniejsza to jej atrakcyjności. Połknie się ją w nie więcej niż trzy wieczory, język których jest napisana to bardzo ułatwia.
Może nie jest to horror po którym bałabym się zasnąć, jednak z pewnością dostarczy nam chwile strachu tak charakterystyczne dla Kinga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz