piątek, 31 stycznia 2014

Udręki miłosne Wertra

Cierpienia Młodego Wertera

Autor: Johann Wolfgang Goethe
Tytuł oryginału: Die Leiden des jungen Werthers
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 136
Moja ocena: 6/10
"Zaprawdę, masz słuszność, mój drogi: pośród ludzi mniej byłoby trosk, gdyby- o, czemóż tak się dzieje- gdyby nie wytężali całej wyobraźni na wywołanie zjawy minionych cierpień, a raczej znosili obojętnie to, co niesie chwila bieżąca."
Powieść opowiada o młodym artyście, Werterze, który wyprowadził się z domu i zawędrował do jednej z małych miejscowości najprawdopodobniej w Niemczech, aczkolwiek autor specjalnie ukrywa nazwy miast i imiona większości ludzi. Akcja toczy się w XVII wieku, sama książka zresztą została w tym czasie napisana. Jest ona typową literaturą romantyczną, w której uczucie dominuje nad rozumem.
  Napisano tę powieść w dość nietypowy sposób, a mianowicie w formie zbioru listów wysyłanych przede wszystkim do przyjaciela Wertera- Wilhelma. To z nich dowiadujemy się o bieżących wydarzeniach, uczuciach i zamiarach głównego bohatera, co jest, szczerze powiedziawszy, całkiem ciekawym sposobem narracji. Bohater tej historii posiada duszę romantyka, który daje się ponosić uczuciom i emocjom, a miłość jest dla niego najważniejszą wartością. Niedaleko miejsca swego zamieszkania mieszka piękna czarnooka Lota- pół-sierota, która swemu młodszemu rodzeństwu jest jako matka. Szybko odnajdują wspólny język, są jako bratnie dusze, które podróżowały po świecie, by w końcu spotkać podobną sobie. Nie dziwne, że wkrótce nasz Werter zakochuje się w niej bez pamięci. Jest tylko jedno "ale"... ona jest już zaręczona.
"-Natura ludzka- ciągnąłem dalej- ma zakreślone sobie pewne granice, znosi radość, cierpienie i ból do pewnego jeno stopnia, a musi ulec, gdy je przekroczy. Nie należy przeto pytać, czy ktoś jest słaby, czy mocny, ale czy może udźwignąć brzemię cierpień swoich, bez względu na to, czy są one natury fizycznej, czy moralnej."
  XVII-wieczny język wcale nie jest aż taki łatwy i szybki do czytania, jednak jest on bardzo piękny i rozbudowany. My, czytelnicy przyzwyczajeni do prostego i zrozumiałego pisania, które sprawia, że książkę kończy się błyskawicznie, nie na co dzień czytamy takie właśnie powieści. W każdym razie tak w moim przypadku jest. Trzeba się wtedy skupić jedynie na tekście, bo wszystko inne wytrąca z równowagi i przestaje się rozumieć to, co się właśnie czyta.
  Jeśli chodzi o samą treść, to jest raczej odrobinę przesadzona, miejscami nawet przesłodzona. Nie jest może niesamowicie porywająca, ale nudna też nie jest i z pewnością da zajęcie na przynajmniej półtorej godziny. Dodatkowo co i rusz opisywane są tutaj wszelkiego rodzaju mądrości dotyczące człowieka, o jego sile, uczuciach, bólu, cierpieniu. Tak więc jeśli ktoś jest łasy na takie kąski, to bardzo polecam! Mi osobiście właśnie przez wzgląd na to ta książka się spodobała, ponieważ mówi o nieszczęśliwej miłości.
  Postawa Wertera zapoczątkowała werteryzm, czyli zachowania i przekonania (głównie młodzieży) podobne do tych głównego bohatera, czyli głównie: wybujała wyobraźnia, pesymistyczne poczucie bezcelowości w życiu, niezdecydowanie działanie. To wszystko bardzo często kończyło się śmiercią samobójczą.
*uwaga, spoiler*
Ja w ogóle nie rozumiem, jak można się zabić z miłości, szczególnie w momencie, w którym wiemy, że drugiej osobie także na nas zależy tylko po prostu nie może z nami być, w dodatku tyczy się to dorosłego i dojrzałego mężczyzny.
*koniec spoilera*
No, i to by było chyba na tyle. Miłego czytania :) Bardzo dobrze Was ta książka zaznajomi z myśleniem romantycznym, więc pod tym względem jest naprawdę dobra.

wtorek, 21 stycznia 2014

Złodziejka książek

Złodziejka książek 

Autor: Markus Zusak
Tytuł oryginału: The Book Thief
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ilość stron: 495
Moja ocena: 10/10
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki Podręcznikowi grabarza uczy się czytać i odkrywać moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane... Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze...
"Wyobraźcie sobie uśmiech po tym, jak dostaliście w twarz. I tak przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Na tym polegało ukrywanie Żyda."
Widzę, że większość osób chce przeczytać tę książkę przed filmem ^^ Ja również się do nich zliczam.
  Historia opowiada o pewnej małej niemieckiej dziewczynce, która przed wojną zostaje oddana do rodziny zastępczej mieszkającej niedaleko Monachium, w małej mieścinie Molching. Początki są trudne, nowa matka wcale tego nie ułatwia. Ma w zwyczaju używać dużej ilości przekleństw w stosunku do wszystkich, ale tak naprawdę bardzo kocha małą Liesel, nie mniej niż jej mąż, Hans. Obserwujemy tę rodzinę przez 4 lata ich życia z perspektywy... śmierci. Po drodze spotykamy dużo osób, chociażby Rudego o włosach w kolorze cytryny, albo złodzieja Arthure Berga.
"Patrzyli na Żydów pędzonych drogą jak a katalog kolorów. To nie złodziejka książek wymyśliła to określenie, lecz ja. Tak właśnie wyglądali przed śmiercią. Niebawem będą mnie witać jak ostatniego dobrego przyjaciela, z dymiącymi kośćmi i porzuconymi duszami."
Nowością jest dla mnie to, że narratorem jest śmierć. Do tej pory nie wpadłabym na taki pomysł, ale jest on naprawdę fantastyczny, ponieważ dzięki niemu można opisywać bardziej szczegółowo dusze i charaktery postaci przy ich odejściu. Ale o tym wspomnę później.
  Autor poruszył tutaj trudny temat, jakim jest II Wojna Światowa, zarówna dla cywilów jak i dla żołnierzy. Tym bardziej, że jest to przedstawione ze strony Niemców, którzy stereotypowo są tymi złymi i nieludzkimi. Owszem, zdarzają się tu takie postaci, ale niewiele i w przeważającej liczbie spotykamy się z dobrymi osobami. Sama rodzina, w której wychowuje się dziewczynka, jest bardzo ciekawa. Rosa Hubermann, jej przybrana matka, jest powściągliwą i pracowitą kobietą, która nazbyt często używa przekleństw w stosunku do wszystkiego i wszystkich, często się denerwuje. Jednak w gruncie rzeczy jest poczciwą i dobrą osobą, która całym sercem kocha Liesel. Jej mąż, Hans Hubermann, jest jej niemal zupełnym przeciwieństwem (obydwoje są przecież bardzo dobrymi ludźmi). Ma wewnętrzny spokój, zawsze robi wszystko, żeby pomóc innym, nie denerwuje się niemal nigdy. I gra na akordeonie. To jest bardzo ważne dla Liesel, uspokaja ją to. No włśnie, Liesel. Poznajemy ją jako dziewięcioletnie dziecko i przeżywamy razem z nią 4 lata, aż do momentu, gdy ma 13. Jest pogodną osobą, która jednak w ciągu paru dni zbyt wiele przeżyła i przez długi czas nie może się z tych przeżyć otrząsnąć. Jednak z czasem przyzwyczaja się do nowych warunków i nowego życia, pokochała również swych nowych rodziców. Wszystko jednak będzie się zmieniać z biegiem czasu, biegiem wydarzeń.
  Z takimi książkami rzadko miałam do czynienia. Są piękne i wzruszające, jednak zarazem nawiązuję do strasznych i okropnych tematów, jakimi jest wojna i nacjonalizm. Sztuką jest połączyć to w jedną piękną historię, co udało się z zamierzonym efektem autorowi. Jestem oczarowana opowieścią o Liesel Meminger, opowieści o miłości i nienawiści, o troskliwości i bezwzględności, o bogactwie i nędzy, o stracie i cierpieniu, o radości, przywiązaniu i przyjaźni. Wzruszyła mnie do łez, opisy pomimo niezbyt dużej długości, doskonale obrazują wydarzenia. Zbyt dobrze, tak,  że pod koniec się popłakałam.
"- Powiedz  mi... Bo ja nie rozumiem...- Odsunął się i usiadł przy ścianie.- Powiedz mi, Rosa, jak to jest, że ona tam siedzi gotowa na śmierć, a ja wciąż chcę żyć? Dlaczego aż tak chcę żyć? Nie powinienem, a chcę."
 To nie jest zwykła, miła i przyjemna lektura. Wcale a wcale, chociaż momentami rzeczywiście taką przypomina. Ma głębsze przesłanie. Mówi o tym, że wszystkie strony konfliktu cierpią, o tym, że nie wszyscy ludzie są źli, o bezwzględności wojny w stosunku zarówno do żołnierzy jak i do cywilów. Że wojna to nie zabawa, a ludzkie życie jest najważniejsze na świecie. I o tym, że część niemieckich żołnierzy wcale nie chciała trafić na front, a dzieci miały obowiązek wstępować do Hitlerjugend. Może i są to proste i łatwo dostrzegalne przesłania, ale tak znaczące dla zwykłych ludzi z tamtego okresu. Trzeba to po prostu zrozumieć, oni nie mieli wcale łatwiej niż inne strony. Brakowało im jedzenia, a ci źli żołnierze często albo sprawiali, że ludzie się bali, albo że mieli parę szram na plecach. Od razu mówię, że ja wcale teraz nie pochwalam i nie bronię Niemców, tylko tłumaczę na podstawie książki, jak to było. Jestem stuprocentową patriotką jeśli o to chodzi.
 Akcja jest naprawdę wciągająca, nie ma miejsca na chwilę oddechu, bo ciągle coś się dzieje. Nieważne, czy zapierającego dech w piersiach, czy zabawnego, czy smutnego. Nie ma chwili bez ciekawej akcji. Dzięki temu fabuła idzie płynnie, kreując nowe wydarzenia i stawiając nowe przeszkody na drodze. Właśnie dzięki temu książka nie jest do końca przewidywalna (byłaby całkowicie nieprzewidywalna, gdyby nasz kochany Pan Śmierć umiał powściągnąć język- dziękujemy Ci!) i zawsze coś nas może zaskoczyć. Co prawda czasem potrzeba małej chwili na połączenie faktów, ale to nic nie szkodzi, tylko to nadaje charakteru i tajemniczości historii. Zakochałam się w niej, w scenerii, w postaciach, w opisach. Połknie się ją w maksymalnie trzy wieczory (ja to zrobiłam w dwa).
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

sobota, 18 stycznia 2014

Złodzieje Riyrii

Królewska krew

Autor: Michael J. Sullivan
Tytuł oryginału: Riyria Revelations Omnibus Edition 1: Theft of Swords
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 351
Seria: Odkrycia Riyrii. Tom pierwszy.
Moja ocena: 8/10
Zamordowany został król. Władza przeszła w ręce spiskowców, którzy sądzili, że każdy element ich planu był doskonały. Poza jednym. Winą próbowali obarczyć Royce'a i Hadriana. Ci nie są jednak byle złodziejaszkami i nie pójdą dobrowolnie pod pręgierz. To okryty złą sławą duet Riyria, i nikt nie powstrzyma ich przed krwawą zemstą!
"Szlachcic czy chłop- wszyscy ludzie kłamią, oszukują i płacą mi, żebym wykonał za nich brudną robotę. Bez względu na to, kto rządzi, i tak słońce wstaje, zmieniają się pory roku, a ludzie spiskują."
Głównymi bohaterami jest dwójka utalentowanych złodziei- Royce oraz Hadrian, których duet ludzie zwykli nazywać Riyria (nazwę naprawdę fantastycznie się czyta, ale spróbujcie to teraz wymówić...). Podejmują się oni różnych zleceń, od kradzieży listów, do bycia w eskorcie. Oczywiście o ile im się to opłaca, bowiem prawie niczego nie robią za darmo. W końcu to złodzieje. No dobra, może nie do końca. Royce nim jest, za to Hadrian był bardziej przyuczany do fachy najemnika. Ale obydwaj potrafią zachować dyskrecję i spokój, tak ważne w ich fachu. Jednak czasem coś musi pójść nie tak, tak jak i tutaj się stało...
"-No- powiedział do Royce'a Hadrian- mamy Maribora po swojej stronie. Teraz możesz się odprężyć.
- Właściwie- wyznał w zakłopotaniu zakonnik- to modliłem się za konie."
Książka zachwyca swoją zawiłością i nieprzewidywalnością. W jednym momencie myślimy, że wiemy, kto tak naprawdę zabił króla, jednak po paru kolejnych stronicach prawda okazuje się zgoła inna. I my w tą drugą opcję wierzymy, dopóki jej także się nie podważy. Świetna robota, naprawdę. Nie wiemy niemal nigdy, co się wydarzy, czasem nawet to, co się wydarzyło, nie przechodzi przez myśl. To właśnie czyni ją tak dobrze wykreowaną i wciągającą- czytelnik chce wiedzieć, co będzie dalej.
 Na początku postaci przewija się naprawdę dużo, przez kolejne stronice dochodzi ich coraz więcej. Najpierw naprawdę trudno się w nich rozeznać, bo po prostu jak na rozpoczęcie się historii jest ich wiele. Następnie jednak, z każdym kolejnym rozdziałem, poznajemy je coraz lepiej i już mniej więcej potrafimy rozróżnić, kto jest kim, za to na końcu już możemy to robić bez zająknięcia.
  Autor sprytnie wprowadził niedokończone wątki, które będzie mógł wykorzystać w późniejszym czasie. To daje mu mnóstwo możliwości na kontynuację Kronik Riyrii, co mu się bardzo chwali. Tym samym sprawia, że nie możemy się doczekać poznania dalszych losów bohaterów.
  Atmosfera jest tutaj specyficzna, jednak naprawdę dobrze skonstruowana. Budują ją opisy odpowiedniej długości w stosunku do sytuacji, humor postaci oraz dokładnie przedstawione walki szermiercze. Wcale nie tak dużo osób potrafi to ładnie i obrazowo napisać, wierzcie mi.
 Teraz minusy. Cóż... nie ma ich zbyt wiele, ale jednak są. Chociażby to, że do pewnego momentu trudno rozróżnić Hadriana od Royce'a. Tak nie powinno być. Albo ja jakoś nie uważam przy czytaniu, albo bohaterów po prostu niewiele różni. Poza tym to cała reszta jest świetnie przedstawiona.
 Powieść w bardzo wielu scenach utrzymana jest w tajemniczym klimacie. Nie wiadomo, co się tak naprawdę dzieje, dopóki to nie zostanie ujawnione. Naprawdę autor potrafi zaskakiwać. Występują tutaj krasnoludy przedstawione jako niemal magicznie uzdolnieni budowniczy; oraz elfy, tym razem wygnane z miast i pogardzane przez ludzi. Trochę to Sapkowskiego przypomina, prawda?
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

wtorek, 14 stycznia 2014

Misery, czyli jak Najzagorzalsza Fanka może zmienić się w Najzagorzalszą Psychopatkę

Misery

Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: MISERY
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 367
Moja ocena: 8/10
Paul Sheldon jest autorem poczytnych tandetnych romansideł. Jego cykl o Misery Chastain zdobył ogromną popularność. Autor miał jednak już dość swojej bohaterki i w ostatniej powieści ją uśmiercił. Teraz postanowił zająć się pisaniem poważniejszych książek. Pewnego razu podczas zamieci śnieżnej jadąc po pijanemu samochodem uległ poważnemu wypadkowi. Odzyskał przytomność dopiero w stojącym na odludziu domu Annie Wilkes, byłej pielęgniarki uwielbiającej jego książki o Misery. Pobyt w domu Annie zamienia się w prawdziwy koszmar, gdy kobieta wraca z miasta z ostatnią książką Paula...
"Pisanie powieści i zakończenie jej w sposób dokładnie przemyślany w chwili rozpoczęcia, to tak jakby wystrzeliło się rakietę typu Tytan na drugą półkulę, oczekując, że trafi bez pudła w cel wielkości paznokcia."
Jest rok 1984, a cała powieść toczy się w Stanach Zjednoczonych. Zaczynamy od wielkiej chmury, w której znajduje się główny bohater po wypadku. Stopniowo się z niej wydobywa i poznaje sytuację w której się znajduje, jednak nie od razu tłumaczone jest nam, co tak naprawdę się wydarzyło, te informacje otrzymujemy stopniowo. Główny bohater znajduje się w domu Annie Wilkes- niegdyś pielęgniarki, aktualnie głównie zajmującą się swoim gospodarstwem. No i Paulem. Bo okazuje się, że wymaga on z początku bardzo troskliwej opieki, która z czasem zmienia się w coś groźniejszego. Przede wszystkim postać Annie jest groźna, nie ma zielonego pojęcia, jakie konsekwencje będą miały jej czyny, a raczej doskonale wie i nic sobie z tego nie robi. No cóż, przez to twórca Misery będzie miał bardzo utrudnione życie...
"Miał jeszcze ochotę zapytać, co będzie jadł, ale nie zrobił tego. Nie chciał, aby ponownie zwróciła na niego uwagę- ani trochę. Chciał, żeby odeszła. Przebywanie w jej towarzystwie przypominało przebywanie z Aniołem Śmierci."
 Postaci w sumie nie mamy za dużo, a praktycznie przez niemal całą książkę mamy styczność jedynie z dwoma osobami- Paulem Sheldonem oraz Annie Wilkes, jednak najbardziej z tym pierwszym. To z jego perspektywy (pomimo narracji trzecioosobowej) oglądamy wydarzenia. Autor powieści o Misery na początku jest dosyć pewny siebie, ma silny charakter, jednak niestety, była pielęgniarka jest od niego o wiele silniejsza i wkrótce wywiera na niego znaczący wpływ. Mężczyzna aż się boi jej przeciwstawić. Nie dziwię mu się, też bym się bała. Jako że to głównie o nich historia, bohaterowie są wyraziści, a ich główne cechy charakteru świetnie podkreślone.
  Atmosfera jest doskonale wykreowana, na początku niby nic takiego się nie dzieje, jednak powoli, powoli akcja zaczyna nabierać tempa i przekształca się na końcu w wyścig z czasem  i grę, którą prowadzi Paul. Może przez pierwsze chwile książka nie pachnie nam horrorem i możemy ją zlekceważyć. Nic bardziej mylnego! Potem zawiera w sobie horror, a jakże. Momentami odkładałam ją na bok, zakrywałam twarz dłońmi, żeby za moment ponownie po nią sięgnąć. W tych momentach nie można było się od niej oderwać, chciało się ją dokończyć i poznać dalszy ciąg. Trzyma w napięciu przez cały czas, i pomimo że tych zatrważających scen nie jest wcale aż tak wiele, to ciągną one potem swój klimat i cały czas nam o sobie przypominają. Dodatkowo plusuje to, że powieść jest po prostu szalona. Większość zachowań Annie jest nieprawdopodobna i w innych sytuacjach prawdopodobnie byłaby śmieszna. Ale nie tutaj, o nie. Chociaż zdarzają się zabawne momenty oraz dowcipne riposty zarówno Paula jak i jego opiekunki.
  Była to moja pierwsza styczność ze Stephenem Kingiem i muszę powiedzieć, że jest bardzo udana. Autor porywa swoim specyficznym stylem pisania i wprowadzaniem stopniowo coraz gęstszej atmosfery. Pomimo tego, że powieść jest momentami przewidywalna, to nie umniejsza to jej atrakcyjności. Połknie się ją w nie więcej niż trzy wieczory, język których jest napisana to bardzo ułatwia.
  Może nie jest to horror po którym bałabym się zasnąć, jednak z pewnością dostarczy nam chwile strachu tak charakterystyczne dla Kinga.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Liebster Blog Award

Niedawno zostałam nominowana przez Karolinę Rakowską, za co bardzo dziękuję :)

1. Za co najbardziej uwielbiasz książki?
 Trudno powiedzieć... Za wiele rzeczy tak naprawdę, ale głównie za to, że są dla mnie wytchnieniem i bardzo często oderwaniem się od szarej rzeczywistości. Mogę podróżować po wielu krainach praktycznie nie ruszając się z łóżka. Czy to nie jest wspaniałe?
2. Czy ograniczasz się do czytania książek jednego gatunku, czy starasz się poszerzać horyzonty?
Mam ulubione gatunki, ale nigdy nie selekcjonuję według nich książek. Czytam to, co uznam za ciekawe albo to, co rozbudzi moje zainteresowanie i zachęci tematem.
3. W świecie z jakiej powieści chciałabyś się znaleźć?
Naprawdę tylko w jednym? No cóż, w takim razie wybrałabym Zwiadowców albo Władcę Pierścieni
4. Jak wygląda Twoja biblioteczka?
Trzy wielkie szafy i jedna mniejsza, które stanowią ponad połowę mebli w moim pokoju. Mam tutaj dużo książek, jak ostatnio liczyłam, to stanowią one równowartość około 6-7 tysięcy złotych.
5. Częściej kupujesz książki, czy może wypożyczasz je z biblioteki?
Kupuję. Do porządnej biblioteki mi trochę daleko, w dodatku trzeba jeszcze się trzymać tych wszystkich terminów... A ja cierpię na chorobę większości blogerów: prędzej kupuję, niż czytam. Nowe pozycje odkładam na półkę i czasami bywa, że sięgam po nie nawet rok później.
6. Jakie jest Twoje zdanie na temat e-booków i audiobooków?
Nie mam nic przeciwko,a nawet jestem za. E-booki bardzo się przydają gdy się gdzieś wyjeżdża, przynajmniej nie trzeba taszczyć grubych tomiszczy w torbie, tylko lekkiego Kundla. Co do audiobooków, to zależy. Są naprawdę dobre, ale również są takie całkowicie zniszczone. Dodatkowo jakoś odpycha mnie chociażby audiobook Hobbita, moim zdaniem jego trzeba przeczytać, bo przy słuchaniu wszystko traci ten czar utkany przez Tolkiena.
7. Jaka książka zmieniła Twoje życie?
Byli nią zdecydowanie Zwiadowcy. Nie jestem w stanie wytłumaczyć, dlaczego. Po prostu wyryli w mojej pamięci swoją fabułę tak, że teraz co chwila sobie o nich przypominam, stosuję w życiu zasady, którymi się kierowali. W sumie, to oni także wpłynęli na to, że teraz jestem w bractwie średniowiecznym.
8. Gdybyś miała możliwość przeprowadzenia wywiadu z jakimś pisarze, kto by to był?
Dmitry Glukhovsky, autor Metro 2033. Jest po prostu niesamowity, sam jego pomysł na książki jest wspaniały. Chciałabym się dowiedzieć od niego paru rzeczy na temat tej właśnie serii...
NOMINUJĘ:
Moje pytania:
1. Jaką książkę wspominasz najlepiej?
2. Czy Twoim zdaniem istnieje film zrobiony lepiej od książki? Jeśli tak, to jaki?
3. Z bohaterką lub bohaterem której książki najbardziej się utożsamiasz?
4. Jak wygląda Twój wymarzony kącik bibliofila?
5. Gdybyś mogła przez tydzień mieszkać z dowolnym autorem, kto by to był? W sensie, że masz z nim styczność na co dzień i dla przykładu mieszkacie w hotelu w pokojach obok siebie.
6. Która książka najbardziej wyryła Ci się w pamięci?
7. Czy masz jakieś swoje ideały chłopaka oraz dziewczyny, dla których mogłabyś podać książkowe przykłady?
8. Co sprawiło, że zaczęłaś pisać recenzje i założyłaś bloga?

piątek, 10 stycznia 2014

"Miasto popiołów" Cassandry Clare

Miasto popiołów

Autor: Cassandra Clare
Tytuł oryginału: City of Ashes. The Mortal Instruments- Book Two
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 442
Seria: Dary Anioła, tom II
Moja ocena: 8/10
Clary Fray chcciałaby, aby jej życie znowu stało się normalne. Ale czy cokolwiek może takie być, skoro dziewczyna jest Nocnym Łowcą zabijającym demony, jej matka została magicznie wprowadzona w stan śpiączki, a ona sama nagle zaczyna widzieć mieszkańców Podziemnego Świata- wilkołaki, wampiry, wróżki...
"Dlaczego, och, dlaczego Jace wdał się w bójkę ze stadem wilkołaków? Co go opętało? Z drugiej strony, to był Jace. Wszcząłby bójkę z ciężarówką, gdyby naszła go taka ochota."
Nocni Łowcy to nie są zwykli ludzie. Widzą więcej, są wytrzymalsi, znają magię Runów, pochodzą z krwi Anioła i człowieka. Łowcą nie można się stać- trzeba się nim urodzić. Oczywiście, za sprawą jednego z trzech Darów Anioła, można się nim stać, jednak jest to bardzo ryzykowne. W dzisiejszych czasach zostało ich niewiele. Głównym ich celem jest utrzymanie porządku pomiędzy Podziemnymi i demonami, chroniąc Przyziemnych, czyli zwykłych ludzi. Jednak niektórzy Nefilim się zbuntowali- teraz nie można dopuścić, żeby zniszczyli to, nad czym Clave pracowało latami. Czy im się uda? Zobaczymy...
 Drugi tom Darów Anioła zaczyna się dosyć spokojnie, przywołaniem demona przez młodego czarownika, a potem zapoznaniem się z watahą Luke'a. Z początku trzeba zorientować się w ogólnej sytuacji, rozmieszczeniu i odnoszenia się do siebie wzajemnie postaci. Nie jest to trudne, bo już po pierwszych kilkunastu minutach czytania bez problemu czytelnik się zapoznaje z tymi rzeczami. Niestety za bardzo nie mogę dalszych głównych zagadnień związanych z fabułą opisać, z powodu wielu możliwych spoilerów. Jednak jedno mogę powiedzieć- dalej głównym celem bohaterów będzie powstrzymanie Valentine'a przed jego dalszymi zamiarami związanych ze zniszczeniem Clave.
  Przez pierwsze rozdziały tak naprawdę niewiele się dzieje. Akcja toczy się powoli, jednak z każdą kolejną stroną mozolnie, ale jednak, zagęszcza się, tak, że pod koniec robi się tak gorąco, że niemal czuć buchający ogień z kartek.
  Najbardziej poraziło mnie płynne a zarazem nienaturalne przejście z tematu do tematu. W jednym momencie autorka opisywała ból i strach jednego z bohaterów, który siedział sam w więzieniu, a chwilę potem gładko zaczęła pisać o tym, jak dwoje innych postaci się całuje. Uśmiałam się, naprawdę.
" - Kukułki to pasożyty- mówiła dalej.- Składają jaja w gniazdach innych ptaków. Kiedy jajo pęka, świeżo wykluty pisklak wypycha rywali z gniazda. Biedni rodzice zaharowują się na śmierć, żeby wykarmić ogromne kukułcze pisklę, które zabiło ich dzieci i zajęło ich miejsce.
 - Ogromne? Czyżby pani sugerowała, że jestem gruby?"
  Oczywiście wszechobecna jest arogancja i cięty język Jace'a, który ubarwia i, można by powiedzieć, jest przyczyną późniejszych sytuacji. Pomimo tego, co go spotyka, pozostaje dalej sobą, tym pewnym siebie chłopakiem, który momentami również rozbawia nas do łez. W międzyczasie odkrywa też swoje nowe, zdumiewające zdolności.
 Co do Clary, Simona i reszty postaci, to ich zachowania także pozostają bez zmian, z tym, że są osobami naprawdę dobrze skonstruowanymi pod względem charakterów. Jednak zarówno rudowłosa dziewczyna, jak i jej przyjaciel zmieniają się- ona poznaje i wypróbowuje swoją specjalną umiejętność, a on... cóż, nie będę spoilerować. Dowiecie się.
  Jednym z punktów zwrotnych jest wybranie się do Jasnego Dworu, w którym dochodzi do drobnej, ale znaczącej kłótni między bohaterami, która potem ma wpływ na niektóre wydarzenia.
"-A więc jest pan ojcem Clary-powiedział.- Bez obrazy, ale rozumiem, dlaczego ona pana nienawidzi.
 Jego twarz pozostała obojętna, niemal kamienna. Jego usta ledwo się poruszyły, kiedy zapytał:
- Dlaczego?
- Bo widać, że jest pan psychopatą."
 Nastrój utrzymuje się przez całą powieść, fabuła wciąga do granic możliwości, jednak przed całkowitym zatraceniem się w niej chroni nas to, że połkniemy książkę w jeden-dwa wieczory. Przynajmniej nie stracimy poczucia rzeczywistości, bo za jej sprawą zapomnimy o całym świcie. Demoniczne rytuały, bitwy, napięcie utrzymujące się przez cały czas... To wszystko sprawia, że niemal wszyscy mogą się w niej zakochać.
 Ta seria jest inna, bo pomimo tego, że występują tutaj wampiry, wilkołaki i wróżki, to Nocni Łowcy są jedynym w swoim rodzaju pomysłem w książkach młodzieżowych. Są naprawdę świetnie stworzeni- od zdolności, przez broń, którą się posługują, do ich pochodzenia i Idrisu. Jednym słowem, coś nowego, z czym nie było do tej pory styczności.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

wtorek, 7 stycznia 2014

Co ludzie ukrywają, czyli Czarna Księga Sekretów

Czarna Księga Sekretów

Autor: F.E. Higgins
Tytuł oryginału: The Black Book of Secrets
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 266
Moja ocena: 8/10
Ludlow Fitch od najmłodszych lat był zmuszany przez rodziców do zdobywania pieniędzy w nieuczciwy sposób. Przed ich kolejnym okrutnym pomysłem postanawia w końcu ratować się ucieczką. Po nocnej włóczędze dociera do górskiej wioski Pagus Parvus i trafia pod opiekę Joe Zabbidou- właściciela lombardu, w którym można znaleźć wszystko: biżuterię, zegarki, drewnianą nogę, a nawet... żabę. Głównym zajęciem Zabbidou jest jednak skupowanie od ludzi ich tajemnic. Ludlow zostaje zatrudniony do opieki nad Czarną Księgą Sekretów. Nawet nie podejrzewa, że mieszkańcy tak niewielkiej osady mogą mieć tak wiele do ukrycia...
"- Sami tworzymy własne szczęście, Ludlow, poprzez nasze czyny i stan naszego umysłu. Pod tym względem możemy kontrolować swój los. Tylko jednak rzecz jest pewna: nikt z nas nie ucieknie przed śmiercią."
 Całą historię zaczynamy w Mieście podzielonym na dwie części, jedna zamieszkana była przez ludzi bogatych i na poziomie, druga przez biedniejszych mieszczan i bezdomnych. Główny bohater właśnie tę drugą część zamieszkuje, razem z Mamcią i Tatkiem, którzy bynajmniej nie zachowują się w stosunku do niego tak, jak rodzice zachowywać się powinni. Widzą w synu tylko sposób na dodatkowe przychody, odkąd był małym dzieckiem jest uczony złodziejskiego fachu. Jego złość i chęć zmienienia swojego życia narastają i pewnego dnia, gdy chcą sprzedać jego zęby doktorowi, ucieka z Miasta. Trafia do mieściny Pagus Parvus, w której będzie toczyła się niemal cała dalsza akcja. Jest to wieś położona na dosyć stromej górze, gdzie nawet na chwilę nie pojawia się skrawek nieba. Przez 8 miesięcy w roku pada tutaj śnieg, przez pozostałe 4 panują siarczyste ulewy. Tutaj właśnie Ludlow spotyka Zabbidou- właściciela nowego lombardu, który oferuje chłopcu pracę. Ma pomagać mu w prowadzeniu lokalu, na co ten przystaje z wielką chęcią. W tle zaczyna się przewijać Czarna Księga Sekretów, która skrywa najskrytsze tajemnice wielu ludzi. Jakie się one okażą?...
" Słyszałem, że powinno się kochać swoich rodziców, ale chyba nie to wobec nich czułem. Może jakiś rodzaj lojalności, jakieś poczucie więzów krwi, ale nie miłość."
 Atmosfera skonstruowana jest naprawdę niesamowicie, pomieszanie charakteru powieści Dickensa i Agathy Christie. Mała mieścinka to w tym przypadku świetne miejsce na prowadzenie historii Ludlowa i Zabbidou, nie wspominając o nadaniu jej raczej ponurego wrażenia. Intrygującą samą w sobie postacią jest Joe- tajemniczy, nie mówi całej prawdy, nie wiadomo, skąd się wziął i jakie czerpie zyski z prowadzenia lombardu, bo skupował wszystko, nawet bezwartościowe rupiecie, proponując nieproporcjonalne ceny w stosunku do rzeczywistej wartości. A wszystko robi tylko po to, by wieśniacy mogli pospłacać długi zaciągnięte u Jeremiasza Ratcheta, do którego należy większość działek w Pagus Parvus.
  Całą historię mamy szansę śledzić z dwóch perspektyw- ze strony Ludlowa (narracja pierwszoosobowa) oraz obserwować wydarzenia z obiektywnej strony (narracja trzecioosobowa). Jest to o tyle ciekawe, że prócz tych dwóch narracji pojawia się jeszcze jedno urozmaicenie książki, a mianowicie notatki z Czarnej Księgi Sekretów. Spisuje się tam najskrytsze tajemnice ludzi, które nie dają im spać po nocach i nękają ich co dnia. Dzieląc się nimi z kimś uwalniają się z tego ciężaru, w tym właśnie Zabbidou pomaga.
  Nastrój także został bardzo dobrze dostosowany do nastroju książki, sprawia, że może i się zbytnio nie boimy, ale za to wprost nie można się oderwać od lektury. Wciąga jak czarna dziura, która wypuści cię dopiero po skończeniu ostatniej strony. Połknie się ją w jeden- dwa wieczory bez większego problemu i z wielką przyjemnością.
" Nie będę zaprzeczać, że los [...] został w taki czy inny sposób przypieczętowany, kiedy przybyłem do Pagus Parvus, ale on sam zabił się na długo zanim ja w ogóle się tam pojawiłem: zabił się swoim egoizmem, chciwością, okrucieństwem. Takie są zasady, Ludlow, i żyję według nich niezależnie od wszystkiego"
 W ogóle w powieści można zauważyć głębsze znaczenie. Wydarzenia tam się toczące można porównać do każdego człowieka. Każdy skrywa jakąś tajemnicę i nikt nie jest bez skazy, za to, gdy już człowiek otrzyma dużo, będzie chciał jeszcze więcej. W końcu stanie się egoistyczny i chciwy, aż na koniec nie pozostaną mu żadne cechy człowieka. Jest to dla nas, czytelników, ostrzeżenie przed tym, żeby nie dać się własnym słabościom i chciwości, bo to nas będzie mogło w końcu zniszczyć.
  Czas można, a czasem nie można przewidzieć tego, co się wydarzy. Niektóre rzeczy są wprost oczywiste, niektóre wcale takie nie są. Prostoliniowość fabuły sprawia, że bardzo łatwo zrozumieć nie tyle przesłanie, co treść. Aby zrozumieć ogólne zamierzenie książki trzeba czytać pomiędzy wierszami, można zinterpretować tekst na wiele sposobów. Nie wspomnę już o wielu nurtujących mnie w tym momencie pytaniach: skąd się wzięła ta żaba? skąd się wziął Zabbidou? po co spisuje się to wszystko w Czarnej Księdze Sekretów? co będzie z Ludlowem? Na te pytania niestety na razie nie mam odpowiedzi, mogę tylko snuć przypuszczenia. Może to i dobrze...?
  Jeśli chodzi o postaci, to stworzenie ich z pewnością nie zajęło zbyt dużo czasu. Nie ma ich zbyt wiele, poza tym bardziej dopracować trzeba było zaledwie 3-4 z nich. Co nie znaczy, że pozostałe nie są dopięte na ostatni guzik, bo są. Bez trudu można je rozpoznać.
  Pomysł sam w sobie jest bardzo oryginalny i intrygujący- skupowanie ludzkim tajemnic. Ktoś jeszcze by na to wpadł? Niewiele osób zakładam.
  Powieść zalicza się do fantastyki, może z odrobiną historii, wspomniany jest tutaj Londyn, poza tym przedstawione są warunki, w których żyli ludzie w większych miastach i wsiach.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Królewski zwiadowca

Królewski zwiadowca

Autor: John Flanagan
Tytuł oryginału: Rangers Apprentice. The Royal Ranger
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 487
Seria: Zwiadowcy, księga 12
Moja ocena: 7/10
  W królestwie Araluenu zachodzą nieuchronne zmiany, wymuszone przez nieubłagany upływ czasu. Król Duncan, złożony chorobą, nie może pełnić swych obowiązków, a regentką zostaje Cassandra, którą wspomaga mąż, Pierwszy Rycerz Królestwa, sir Horace.
   Halt i lady Pauline wiodą spokojniejsze niż ongiś życie, chociaż stale są na bierząco ze wszystkimi sprawami dotyczącymi Korpusu Zwiadowców, któremu przewodzi Gilan.
   Tymczasem okrucieństwo losu przygniata ciężkim brzemieniem Willa. Przyjaciele za wszystkich sił starają się przywrócić mu radość życia. Po burzliwej naradzie dochodzi do wspólnego wniosku: muszą znaleźć mu ucznia.
  Willa trzeba długo namawiać. I bardzo usilnie przekonywać. W końcu przystaje na propozycję przyjaciół, kompletnie nie zdając sobie sprawy, co go czeka...
"- W lesie bywa niebezpiecznie, księżniczko. Nigdy nie wiadomo.
   Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.
 - Na pewno nie nazbyt niebezpiecznie dla żądnej krwi wojowniczki.[...]"
   Wszystkie znane już nam postaci z wcześniejszych tomów Zwiadowców w tej oto książce są już dużo starsi niż w poprzednich księgach. Udowadnia to dla przykładu wprowadzenie nowego bohatera, a raczej bohaterki- Maddie, córki Cassandry i Horace'a, która pojawia się już w drugim rozdziale. Córka Duncana ma na głowie całe królestwo i nieznośną wprost córkę, królewnę rodem z wrednych opisów i przekonań. Za to Will... cóż, on dalej pozostaje zwiadowcą w lennie Redmont. Tylko że już prawie nic nie pozostają w nim z tego wesołego chłopaczka, którego znaliśmy przez 11 tomów. W tej księdze zmienił się nie do poznania, wcale nie na lepsze. Ogólnie to niemal cała fabuła opiera się na Willu i Maddie, w końcu po coś się ją wprowadziło, prawda?
"- Gdyby ta bela była człowiekiem- odparł Will- strzała ledwie musnęłaby go w lewe ramię. Gdyby to był rycerz, zapewne osłoniłby się tarczą, strzała zsunęłaby się po niej, a on nadal zmierzałby w twoją stronę. Nie najgorzej może równać się śmierć."
 Trudno mi w tym momencie cokolwiek wymyślić, żeby nie było spoilerów... Od razu chciałabym wspomnieć o tym, że również i ja płakałam przez pierwsze kilkadziesiąt stron, po prostu co chwila. To, co wydarzyło się w powieści było dla mnie nierealne i niesprawiedliwe, nie chciałam w to uwierzyć. Potem już było o tej jednej rzeczy mniej wspomnień i dzięki temu już się oswoiłam z tą myślą.
  Zaraz potem pierwszą myślą, która mnie naszła, było "kurczę, to coś mi przypomina. Ale co?" Odpowiedź jest prosta- pierwszy tom, Ruiny Gorlanu. Rozumiem, że nowy uczeń, rozumiem, że także musi przejść podobne szkolenie do szkolenia Willa, ale z pisaniem co chwilę czegoś w stylu "Will zorientował się, że nieświadomie użył słów Halta, które towarzyszyły mu przed laty podczas jego ćwiczeń", to lekka przesada. Dobrze by było, gdyby zostało to wspomniane parę razy, a nie dziesiątki. Serio, to już się robiło nudne i monotonne.
 Z pewnością wielkim plusem książki była wartka akcja. Zawsze coś się działo i nie było momentów, w których czytelnik ziewał i zasypiał. Momentami wprost nie da się od niej odciągnąć, wierzcie mi. Pomimo tego, że Zwiadowcy są ewidentnie tasiemcem, to autor niemal zawsze ma nowe pomysły, które wprowadza z wielką wprawą i dopracowaniem
 "- Prędzej, Donald!- wrzasnął Ruhl.- Nie ma czasu!
- mnie również miło cię widzieć, szefie- odparł gniewnie Donald."
 Co do postaci, to, jak zawsze, wszystkie są dopracowane. Od egoistycznej królewny, do małego dziecka ze wsi. Można je bez trudu rozpoznać po zachowaniu, które czasami różniło się niesamowicie.
  Najlepszą rzeczą tutaj jest obserwowanie zmian Willa i Maddie. Ich zachowań, usposobienia... wszystkiego. Oprócz tego pojawia się rzecz, na którą czekałam od samego początku serii. Jaka? Przekonajcie się sami...
 Narracja trzecioosobowa sprawia obiektywne wrażenie na całą  sytuację, chociaż czasem wcale tak nie jest. Za to najbardziej barwną postacią jest z pewnością Maddie i od tej pory chyba, to właśnie ona będzie w centrum zainteresowania w książce.
   Najbardziej mnie jednak zdenerwowało zakończenie. Jest przerwane i sprawia, że czytelnik już chce kolejną część. Więc ja się pytam- kiedy kolejny tom? Bo już wprost nie mogę się doczekać.

środa, 1 stycznia 2014

Pan Samochodzik i skarb Atanaryka

Pan Samochodzik i skarb Atanaryka

Autor: Zbigniew Nienacki
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza WARMIA
Ilość stron: 185
Seria: Pan Samochodzik
Moja ocena: 8/10

Tomasz N.N., student historii sztuki i pracownik redakcji jednej z gazet, bierze udział w odnalezieniu słynnego szczerozłotego skarbu króla Gotów, Atanaryka. W czasie wykopalisk archeologicznych Tomasz, jego brat Paweł i uczestnicy obozu naukowego przeżywają ciekawe przygody.
"Bogactwa mijają w mgnieniu oka, trzody giną, krewni umierają, przyjaciele są śmiertelni i każdy z nas umrze, atoli istnieje coś, co nie zamrze: jest to zdanie o zmarłych...."
 To jest cud, że udało mi się zdobyć papierowy egzemplarz tej książki, bo- jak zauważyłam- aktualnie raczej w żadnym sklepie internetowym takowego się nie nabędzie, stacjonarnym także jest to wątpliwe. Jednak dzięki wspaniałej małej księgarni w Mikołajkach udało mi się- naprawdę bardzo dziękuję.
 No dobrze, przejdźmy może do właściwej recenzji. Akcja zaczyna się tuż przed wakacjami 1958 roku, gdy młody student historii Tomasz przygotowuje się na wyprawę archeologiczną we wsi Gąsiory. Próbuje namówić swojego brata Pawła, by z nim pojechał i coś ze sobą pożytecznego zrobił. Udaje mu się to i obaj jadą do obozu archeologicznego przy starych gockich kurhanach. Tam właśnie toczą się wydarzenia całej książki, których zwieńczeniem jest, jak się można spodziewać, skarbu Atanaryka. W międzyczasie przez fabułę przewija się trochę osób, jednak nie jest ich niesamowicie dużo.
"Nie potrafiłem nie myśleć, że kobieta ta, być może, odznaczała się kiedyś pięknością i, gdy uśmiechała się, widok jej białych, lśniących zębów zachwycał mężczyznę. Jakże musiał ją kochać, skoro pochowano go przy niej. Rozłączyła ich śmierć okrutna i bezwzględna dla ludzkich uczuć. I potem znowu śmierć ich połączyła. Wspólnym grobem."
 Czytałam już inne części przygód Pana Samochodzika, jednak tra się od nich znacząco różni. Już nie mówię o tym, że pan Tomasz nie posiada jeszcze takiego przezwiska a tym bardziej swego wehikułu, ale o cały przebieg akcji. Znacząco odbiega od innych powieści z tego cyklu, może chodzi o różnicę w klimacie powieści? W Skarbie Atanaryka brak tak charakterystycznych dla tej serii niebezpieczeństw. W końcu w niemal wszystkich powieściach dotrzeć do skarbu wcale nie jest tak łatwo, jak się wydaje, trzeba analizować wszystkie wskazówki, niekiedy jeździć w różne miejsca oddalone od siebie niekiedy o setki kilometrów. Nie brakuje także w większości cwanych przeciwników Pana Samochodzika, którzy ścigają się z nim w odnalezieniu zaginionych przedmiotów. Tego mi właśnie w tej części brakowało- jakichkolwiek poważnych przeszkód w zamiarach Tomasza i ekipy archeologicznej.
"... Nie wierz słowom panny ani żadnej niewiasty, bo ich serca są jak koło, co się obraca. Nie wierz świetności dnia ani żmii uśpionej, ani umizgom tej, z którą się żenić zamyślasz, ani złamanemu mieczowi, ani synowi bogacza, ani świeżo posianej roli..."
Co do postaci, to wszystkie by były bardzo dobrze dopracowane, gdyby nie parę uchybień. Mianowicie niesamowite wprost podobieństwo charakterów dwóch postaci- Agnieszki i Krystyny. Obydwie mają podobne zachowania, często w podobny sposób w stosunku do pana Tomasza się zachowują. Ale nie są, na całe szczęście, identyczne. Krystyna bardziej woli pozostać tajemnicza i nasz główny bohater chyba o wiele częściej ją denerwuje niż Agnieszkę. Co do innych osób, to za bardzo nie mam się do czego przyczepić. Wszyscy oni są różni, a ich charaktery naprawdę dobrze skonstruowane.
 Narracja pierwszoosobowa w tym wypadku nie jest taka zła, bo dzięki temu większość wydarzeń pozostaje tajemnicą. Najlepsze jednak jest to, że części z nich w ogóle się nie spodziewamy, jednak wielu i tak można się domyślić. Niestety. Ale zakończenia sprawy figusów z pewnością nie jest tak bardzo łatwo się domyślić.
Oczywiście naprawdę dobrze książce robi opisanie w niej wydarzeń historycznych dosyć ciekawym językiem i wplątanie ich w umiejętny sposób w fabułę. Nie zanudzają czytelnika zbytnio, a przy okazji można się czegoś ciekawego dowiedzieć, prawda?