wtorek, 25 marca 2014

Powojenne dziedzictwo

Dziedzictwo przodków

Autor: Suren Cormudian
Tytuł oryginału: Метро 2033: Tod Mit Uns
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron: 475
Seria: Projekt Uniwersum Metro:2033
Moja ocena: 7/10
Miasto twierdza Konigsberg. Jej upadek pieczętował los Trzeciej Rzeszy i kończył niemiecką obecność w Prusach Wschodnich. Ale nawet teraz, kiedy wybrzmiały echa ostatniej globalnej wojny, która zapędziła resztki ludzkości pod ziemię, są tacy, którzy w imię dziedzictwa przodków są gotowi zabijać i ginąć.
"- My też nie potrzebujemy przelewu krwi. Przybyliśmy tu w innych celach.
-A co to za cele?
-Dziedzictwo."
Po Katastrofie mieszkańcy rosyjskich okolic Mierzei Wiślanej schronili się w dawnych bunkrach i schronach przeciwatomowych w trzech miejscach. Jedna z kolonii składa się w większości z żołnierzy rosyjskiej Piechoty Morskiej i rodzin żołnierzy, niestety mieszkają oni na bardzo skażonym terenie, narażonym na bezustanne ataki gigantycznych krabów, w dodatku zaczyna brakować miejsca w ich schronie. Tutaj właśnie poznajemy wielbionego przez wszystkich generała Stieczkina. Jest to człowiek silny, nieugięty i twardy, a zarazem troszczący się o bezpieczeństwo i wygodę swoich ludzi. Zawsze myśli na początku o tym, żeby nikomu niewinnemu nie stała się krzywda.Za to w Kaliningradzie zostają nam ukazani zupełnie inni bohaterowie. Samochin został przywódcą ludzi z Piątego Fortu, którzy bynajmniej nie darzą go wielkim szacunkiem. Jest on uparty, arogancki i aż zbyt pewny siebie w niektórych kwestiach; byłby w stanie poświęcić swoich ludzi, gdyby to tylko prowadziło do urzeczywistnienia zamierzonego celu. Jego wierny sługa Borszczow stał się oczami i uszami swojego pana- przekazuje mu wszystkie zasłyszane informacje i plotki, po prostu wierny piesek! Jednak w Kaliningradzie są również osoby, które wolałyby pomóc Samochinowi. Pierwsza z nich to Tigran, stalker o zatwardziałym charakterze, który mięknie głównie w stosunku do pięknej lekarki Rity Gżel. Od pewnego momentu podróżują razem z Sanią, znawcą tuneli, który skrywa przed nami wiele tajemnic...
"Nic ich nie dzieliło. Jedna przysięga. Jedna Ojczyzna. Jedna przebyta straszna ogólnoświatowa katastrofa na jednej, wspólnej wszystkim planecie. I jedna data śmierci, kończąca się rokiem- 2033."
 Całą historię zaczynamy od momentu, w którym czworo nastolatków idzie na wyprawę do starych bunkrów i podziemnych korytarzy. Jedyne wyjście zostało zablokowane, a dzieciaki muszą sobie jakoś poradzić. Aż do końca powieści nie wiadomo tak naprawdę, co się z nimi stało, co jest dużym plusem, bo autor wprowadza dzięki temu atmosferę pełną oczekiwań i czytelnik chce się w końcu dowiedzieć, co się wydarzyło.
  Początek książki za to mocno kulał. Nie chodzi o fabułę, bo ta była w jak najlepszym porządku, a o opisy akcji oraz wątki. Autor bowiem w jednym rozdziale potrafił co kilka stron przeskakiwać z jednego wątku do drugiego, gdy jeszcze porządnie nie zaznajomiliśmy się z postaciami. Przez to czytelnik mógł się zgubić w treści i dopiero pod koniec kontynuowanej historii zorientować się, co i gdzie się dzieje. Podobnie było z opisem bitwy obok bunkra- dopiero po przeczytaniu dwa razy tekstu mogłam się zorientować, która strona co robi i gdzie się znajduje. Potem jest już dużo lepiej, bo autor aż tak często nie przeskakuje z tematu na temat i wszystko jest jasne i klarowne. Wtedy sunie się po stronach i czuje się, jakby się tam było. Czuje się chłód korytarzy, strach przed nieznanym, strach śmiercią bohaterów, udziela się atmosfera całej historii.
 Sam pomysł na wprowadzenie niektórych rzeczy jest moim zdaniem bardzo ciekawy. Sztuką jest wymyślić coś, czego jeszcze nie było w Uniwersum, a nie wątpię, że jeszcze nieraz zostanę miło zaskoczona tematyką książek. Co ciekawe, miejsca wymienione w tej powieści w większości istnieją naprawdę i wyglądają bardzo podobnie do opisywanych.
  "-Tigran! Chyba nie zamierzasz go zabić?-wyszeptała Rita z niepokojem.
- Tylko troszkę. Nie na śmierć-wysyczał Bagramian."
 Oczywiście autor zadbał też o porcję humoru, czasem czarnego, czasem przejawiającego się zabawnymi scenkami. Świetne jest również to, że podczas wszystkich wydarzeń możemy obserwować wewnętrzne przemiany bohaterów bądź ujawnia się ich prawdziwe oblicze. Dzięki temu książka nabiera barw i staje się o wiele ciekawsza, wzbogacona właśnie o te zmiany. Cóż, w końcu ludzie doskonalą się z każdym dniem, nawet po Katastrofie...
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
CF - 2014 - logo

wtorek, 18 marca 2014

Co łączy egzorcyzm z bimbrem? Jakub Wędrowycz!

Kroniki Jakuba Wędrowycza

Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 291
Seria o Jakubie Wędrowyczu
Moja ocena: 9/10
Na wojsławickiej komendzie zostały po nim tylko protokół zatrzymania i gumofilce. Choć zarzuty wobec poszukiwanego Jakuba W. mogą szokować, ma on szacowne grono obrońców.
"-Przypadki chodzą po ludziach, ale to niemożliwe, statystycznie niemożliwe, żeby wszystko spotykało tylko jednego Jakuba Wędrowycza."
Tytułowy Jakub Wędrowycz jest ponad osiemdziesięcioletnim mieszkańcem Wojsławic, który w swoim domu nielegalnie pędzi bimber. Większość swojego czasu przesiaduje w knajpie na piciu wszelkiego rodzaju alkoholu, naprawdę rzadko można widzieć go, gdy jest trzeźwy. O dziwo wszystkie wydarzenia w okolicy miasteczka są powiązane właśnie z nim. Pomimo tego, że bezustannie  pakuje się w kłopoty, zazwyczaj wychodzi z nich bez szwanku. No cóż, w końcu jest jednym z najlepszych egzorcystów w kraju i może wszystko...

Cała książka składa się z 12 opowiadań z Wędrowyczem w roli głównej, którego głupota konkuruje z talentem i egzorcystycznymi kwalifikacjami. Jest postacią niezwykłą, której nie da się jednoznacznie opisać, tyle życia ma w sobie. Jednego można być pewnym- nie ważne, kiedy, zawsze ma czas i ochotę na bimber. Jak na staruszka utrzymuje naprawdę świetną formę i w każdym momencie może nieść pomoc. Jest człowiekiem, który nie rzuca słów na wiatr i jeśli coś obiecał, z pewnością to zrobi.
  W większości opowiadania są humorystyczne i mają w sobie coś z komedii, bo albo Wędrowycz sprawia, że inni (najczęściej policja) głupieją, albo sam nie wykazuje zbyt wielkiego obeznania w niektórych dziedzinach. Jednak parę historyjek napisane jest znanym już stylem ze zbiorów opowiadań Pilipiuka, czyli utrzymane są w tajemniczej i mrocznej atmosferze (Tajemnice wody i Przeciw pierwszemu przykazaniu), ale dalej to ten sam znany nam Jakub w nich występuje.
"Oczywiście, zdarzało się czasami, zazwyczaj gdy był bardzo pijany, że słyszał głosy zwierząt, ale zdawał sobie prawie zawsze sprawę z tego, że to tylko urojenie. Tym razem był trzeźwy jak niemowlę i nawet nie miał kaca, a to działo się naprawdę"
  Same wydarzenia i dowcipy tak wciągają, że nie można się oderwać od stronic. Kroniki są świetnym dowodem na prawdziwość słów "stary ale jary", jak również i tego, że dla chcącego nic trudnego. Są urzeczywistnieniem zarówno wymyślnego jak i prymitywnego humoru, które razem ze sobą świetnie współistnieją i tworzą po prostu piękny duet. Zabawnie jest czytać o biednych policjantach, którzy zwykle padają ofiarą wybryków Wędrowycza i jego znajomych, niezamierzenie oczywiście.
  Moim zdaniem szczególnie udanym opowiadaniem jest historia o wytapianiu miedzi z pewnego ciężkiego kawałka różnych metali... Jednak co to jest, dowiecie się sięgając po Kroniki Jakuba Wędrowycza.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

sobota, 15 marca 2014

Nefilim w epoce wiktoriańskiej

Mechaniczny książę

Autor: Cassandra Clare
Tytuł oryginału: The Clockwork Prince
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron:494
Seria: Diabelskie Maszyny
Moja ocena: 8/10
W magicznym podziemnym świecie wiktoriańskiego Londynu Tessa znalazła bezpieczne schronienie u Nocnych Łowców. Niestety, bezpieczeństwo okazuje się nietrwałe, kiedy grupa podstępnych członków Clave zaczyna spiskować, żeby odsunąć jej protektorkę Charlotte od kierowania Instytutem.
Z pomocą przystojnego i autodestrukcyjnego Willa oraz zakochanego w niej Jema Tessa odkrywa, że wojna Mistrza z Nocnymi Łowcami wynika z jego osobistych pobudek. Mistrz obwinia ich o dawną tragedię, która zniszczyła mu życie.
Z czasem Tessa uświadamia sobie, że jej serce bije coraz mocniej dla Jema, choć nadal dręczy ją tęsknota za Willem, mimo jego mrocznych nastrojów. Czy odnalezienie Mistrza uwolni Willa od sekretów, a Tessie da odpowiedzi na pytania, kim jest i dlaczego się urodziła?
"Kłamstwa i sekrety, Tesso, są jak rak na duszy. Toczą to, co dobre, a zostawiają po sobie tylko zniszczenie."
 W drugim tomie Diabelskich Maszyn cały Instytut ściga się z czasem, aby odnaleźć Mistrza, który po pamiętnym spotkaniu w Klubie Pandemonium zniknął bez śladu, tak samo jak brat Tessy, Nate. W dodatku w Clave podważane są kompetencje Charlotte do prowadzenia Instytutu, a co za tym idzie propozycja zdjęcia jej z pełnionego urzędu. Przyjaciele jednak nie mogą do tego dopuścić i robią wszystko co w ich mocy, by nie doszło do przejęcia ich domu. Akcja zapętla się, gdy poznajemy bliżej przypadek Willa, a Tessę i Jema coraz bardziej ciągnie do siebie... Komu można ufać? A kto okaże się zdrajcą?
 W porównaniu do poprzedniej części, tutaj jest zdecydowanie więcej wątków miłosnych niż w poprzedniej części, a dla niektórych denerwującym może być przeskakiwanie Tessy z Willa na Jema. Ich prywatne sprawy robią się coraz bardziej zagmatwane z upływem czasu, najbardziej w tym wszystkim miesza się Tessa. Jeśli czytaliście Dary Anioła, to zauważycie pewne połączenie z Diabelskimi Maszynami, chociażby zbieżność nazwisk rodowych, postaci. W szczególności jednej, która występuje w obydwu tych seriach. Oczywiście nie postaciom nie brakuje poczucia humoru i na początku co chwila strzelają śmiesznymi tekstami albo sobie nawzajem dogryzają. Każdy z nich przechodzi wewnętrzną przemianę, pod koniec powieści zachowuje się trochę inaczej niż na jej początku. Obydwoje, i Jem i Will zachowują się w stosunku Tessy tak, jakby była ich największym skarbem. Mówią jej czułe słowa, wyznają miłość. Jak tu ich nie kochać?
"-Może będziecie zaskoczeni, kiedy wam powiem, że w palarni widziałem coś interesującego- ciągnął Will.
- Bez wątpienia- rzuciła szorstko Charlotte.
- Jajko?- zapytał Henry"
 Dzięki nagłym zwrotom akcji książka jest nieprzewidywalna i nigdy nie możemy się niczego spodziewać. W niektórych momentach nie można oderwać się od książki, bo chce się wiedzieć, co będzie dalej i przeżywa się losy bohaterów jak swoje własne. W chwilach napięcia pożerałam litery wzrokiem, nie mogłam się doczekać, jak wszystko się rozwiąże. Jeśli chodzi o bohaterów, to wszyscy mają wyznaczone swoje motywy działania i nimi się kierują, każdy trochę inaczej. Niektóre tajemnice zostały już odkryte, jednak odpowiedzi na wiele z nich dalej są nieznane, również doszło kilka nowych zagadek. Bardzo mnie zastanawia postać kucharki, która wiecznie śpiewa ponure piosenki, zazwyczaj o śmierci, żałobie i bólu.
Pod koniec akcja coraz bardziej się zagęszcza i rwie do przodu jak potok, jest pełna niebezpieczeństw i wzruszających momentów. Kończyłam Mechanicznego Księcia dzisiaj w środku nocy, nie mogąc się oderwać od czytania. Książka przyciągała mnie do siebie jak magnes, nie wypuściła mnie ze swych objęć aż do końca i dopiero wtedy pozwoliła mi zasnąć.
 Wszystkie powyższe rzeczy dzieją się w wiktoriańskim Londynie, więc opisany jest ubiór, miasto oraz zwyczaje panujące w tamtych czasach (wielu z nich oczywiście Nocni Łowcy nie przestrzegają). Jako że uwielbiam tamten okres, to dla mnie jest to idealne realia powieści. Zakończenie sprawia, że ciekawość sięga granic, jest niesamowite i nieprzewidywalne. Już się nie  mogę doczekać momentu, w którym sięgnę po trzeci i ostatni tom.
 Zamieszczam tutaj trailer książki.

Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

środa, 12 marca 2014

"2586 kroków"

2586 kroków

Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 517
Moja ocena: 8/10
Odliczmy 2586 kroków- tylko tyle... I aż tyle
14 opowiadań, 13 różnych bohaterów, 1 autor...
"- Dorwijcie go i zabijcie- powiedział zupełnie wyraźnie, a potem wzrok zgasł mu jak zdmuchnięta świeca."
 Jest to pierwszy wydany zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka, których ogólnie opisać się nie da. Każde z nich utrzymane jest w trochę innej atmosferze, opowiadają o zupełnie innych rzeczach. Tylko dwa z nich- 2586 kroków oraz Wieczorne dzwony dotyczą tego samego bohatera i w historii następują po sobie. Nie da się jednoznacznie określić charakteru całej książka- wszystkie z historii różnią się od siebie. Jedna jest mroczna i tajemnicza, druga zabawna, trzecia bardziej spokojna. Tym różni się od Rzeźnika drzew, w którym dominowała właśnie tajemnicza atmosfera.
  Główną cechą opowiadań Pilipiuka jest chyba to, że jednoznacznie się nie kończą, a raczej są napisane tak, że wydaje się, iż będzie jeszcze ciąg dalszy. I szczerze mówiąc w większości przypadków rzeczywiście mogłoby się napisać kolejną część. Dodatkowo autor opisuje niemal wszystkie historie na terenie Ukrainy, Rosji bądź Litwy, pozostawiając kilka opowiadań rozgrywających się w Polsce, co również jest dosyć miłą odmianą.
  Szczegółowy opis zrobię tylko do poszczególnych opowiadań, aby mniej więcej pokazać różnice.
  Historie o doktorze Skórzewskim należą do tego stylu autora, z którym zapoznałam się już wcześniej. Strach przed chorobą kieruje po części zachowaniami bohaterów, strach przed nieznanym. Okoliczności również nie są zbyt wesołe- środek mrocznej zimy wśród ludzi wierzących w stare ludowe przesądy i tym samym przyprawiających nas o dreszcze. Główny bohater stara się jakoś zaradzić zarazie, jednak by to osiągnąć będzie musiał bardziej zagłębić się w legendy... 
  Mars 1899 tym razem nie jest o chorobie, a o odnalezieniu życia na Marsie. Czy raczej poszukiwanie informacji na ten temat, bowiem wszystko w tym dziale jest zatajone przez rząd rosyjski. Jednak młody i utalentowany astronom nie daje za wygraną i chce dowiedzieć się wszystkiego oraz zapisać się w historii.
  Za to Wiedźma Monika dzieje się tym razem w Polsce za czasów Inkwizycji, kiedy to młoda dziewczyna ma zostać spalona na stosie czasowo ratuje ją przystojny Hiszpan, który okazuje się być Inkwizytorem. Najzabawniejsze jest to, że w jednym momencie Monika zachwyca się nim, za to na następnej stronie stwierdza, że gdyby naprawdę umiała czarować, to chętnie by go zabiła.
  "Nie przyczyniam się do niczyjej śmierci. Nie zwiększam liczby ofiar. Ja tylko przestawiam zwrotnicę ludzkich losów, aby zginęło trochę więcej wrogów, a ocalało trochę więcej naszych."
  Oprócz powyżej wymienionych jest jeszcze opis co by się wydarzyło, gdyby Polska uprzedziła atak Hitlera, listy szarego obywatela o niesamowicie bujnej wyobraźni do Rządu, poszukiwania bazy, z której obcy nadają sygnały o ludzkim D.N.A., mutacje zwierząt żyjących na terenie Strefy oraz wiele innych...
  Autor z wielką sprawnością manewruje narracją i językiem, co chwila zmieniając trochę swój styl. Bohaterowie nie muszą być niesamowicie dobrze dopracowani, aby opowiadanie samo w sobie wyszło niesamowicie. Wystarcza jedynie wyznaczyć główne cechy charakteru i cele postaci, aby mieć ogólny zarys sytuacji, co Pilipiuk robi z dużą łatwością. Przyjemnie się czytało te opowiadania, są one na w miarę wysokim poziomie, a ze względu na zróżnicowanie, każdy tak naprawdę znajdzie coś dla siebie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

sobota, 8 marca 2014

"Bojownicy" Roberta Muchamore'a, czyli ile jesteśmy w stanie zrobić dla zwierząt

Bojownicy

Autor: Robert Muchamore
Tytuł oryginału: Man vs Beast
Wydawnictwo: EGMONT
Ilość stron: 295
Seria: Cherub. Część 6
Moja ocena: 8/10
Ryann Quinn, przywódca legendarnej organizacji obrońców praw zwierząt, chcąc wyjść wcześniej z więzienia, składa policji zaskakującą propozycję współpracy. Dzięki niej pojawia się szansa na dotarcie do nieuchwytnej i szalenie groźnej grupy ekstremistów nazywających siebie Organizacją Wyzwolenia Zwierząt.
James i Laura Adamsowie stają się bojownikami tej grupy i trafiają w sam środek niebezpiecznej rozgrywki. Działają wśród fanatyków, którzy- chcąc osiągnąć swój cel- nie cofają się przed niczym. W obliczu szokujących wydarzeń, działając pod silną presją emocjonalną, muszą zachować zimną krew i podejmować trudne decyzje.
"Patrząc na Viva Cartera, trudno było powstrzymać się od myśli, że ten opętaniec kiedyś kogoś zabije."
 Powieść zaczyna się bardzo normalnie, w ośrodku szkoleniowym Cheruba, w którym mieszkają główni bohaterowie. Dla niezorientowanych, Cherub jest organizacją, która rekrutuje dzieci-sieroty i szkoli ich na tajnych agentów. Dlaczego? Bo dzieci nikt nie podejrzewa o szpiegostwo i mogą przeniknąć niemal wszędzie. Rekrutację przeszli także James i Laura Adamsowie, których poznaliśmy już w poprzednich częściach podczas śmiałych akcji. Tutaj jadą razem na misję, która ma na celu przeniknięcie do Organizacji Wyzwolenia Zwierząt i przeszkodzenie im w ich działalności, która polega głównie na zastraszaniu pracowników firmy testującej leki. I tak oto trafiamy pod ośrodek badawczy Malarek Research oraz do grupy zdeterminowanych ludzi, którzy robią wszystko, aby osiągnąć swój cel....
Cherub jest jedną z tych serii, która po, ni nie wiem... czterech tomach nie zaczyna się robić nudna ani nie zaczyna się powtarzać. Może to po części przez to, że kolejne części nie są zbyt grube, a może dzięki temu, że w dzisiejszych czasach można wymyślić bardzo dużo rodzai przestępstw i groźnych organizacji. Jednego za to jestem pewna- autor przez wszystkie tomy, które do tej pory przeczytałam, utrzymuje dosyć wysoki poziom. Powieść się bardzo szybko czyta, a że ma bardzo wartką akcję z mnóstwem zwrotów, to ani przez chwilę nie da się przy niej nudzić. Postacie są bardzo zróżnicowane, rodzeństwo Adamsów się dosyć często kłóci (jak to brat i siostra), a osoby napotykane po drodze mają czasem zupełnie różne charaktery. I tak trzymać! 
"-Przepraszam Cię- mruknął Ryan, trąc oczy pięściami.- Po prostu spodziewałem się, że powitają mnie jak bohatera.Ludzie zapominają nas szybciej, niż przypuszczałem."
Książka mówi też tak naprawdę o okrucieństwie ludzi wobec zwierząt i ich samych. Niektórzy jednak nie chcą wiedzieć, w jaki sposób testuje się leki na zwierzakach i w jaki sposób płyn do mycia naczyń szkodzi organizmowi... Jednak sądzę, że zawarte tutaj teksty mają też nas uświadomić o tym, jak daleko możemy się posunąć w niektórych rzeczach. I w większości im się to udaje (a przynajmniej w moim przypadku tak było). Wielkim plusem jest również to, iż w tym przypadku agenci nie stosują żadnych bajerów i nowinek technicznych (jakie to już przekonanie zagnieździło się w naszym umyśle). Za bardzo nie mam się do czego przyczepić. Może poza jednym... za łatwo im to wszystko czasami idzie. Niemal nigdy chyba jeszcze nie spotkałam się z ich nieudaną akcją, wszystko wychodziło mniej więcej tak, jak chcieli. Ale w tym przypadku kolejny tom prezentuje się obiecująco, jej tytuł to Wpadka. Cóż, pożyjemy, zobaczymy...
~ ~ ~
A teraz mam taki dwa małe pytanka. 
1. Czy chcielibyście, abym spróbowała napisać relację z czytania książki na żywo? Oczywiście postaram się znaleźć powieść, dzięki której takowa recenzja byłaby zabawna. Dla osób chcących się z tym zapoznać--------> http://www.zombiesamurai.pl/2013/10/50-twarzy-greya/ Zapraszam, mnie te opisy ubawiły ponad miarę ;-)
2. Czy ktoś jedzie na Pyrkon? :-D