czwartek, 7 sierpnia 2014

Dunk ze świata Gry o Tron

Rycerz Siedmiu Królestw

Autor: George R. R. Martin
Tytuł oryginału: Knight of the Seven Kingdoms
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 356
Moja ocena: 9/10
"Rycerskie turnieje, zhańbione damy, dworskie intrygi- to codzienne życie młodzieńca imieniem Dunk, który wiele lat później stanie się legendarnym królewskim gwardzistą. Po śmierci szlachetnego ser Arlana Dunk przybiera imię ser Duncana Wysokiego i wyrusza na poszukiwania chwały, sławy oraz honoru, zgodnie z przysięgą rycerza Siedmiu Królestw. Niestety, świat nie jest gotowy na rycerza wiernego przysięgom i honor z łatwością może go przywieść do zguby. Wkrótce potem Dunk oraz jego kompan Jajo(...) wmieszają się przypadkowo w konflikt ser Eustace'a Osgreya ze Standfast z lady Webber z Zimnej Fosy, a także przybędą na ślub lorda Ambrose'a Butterwella z Białych Murów..."
"-Tak- rzekł po chwili ser Eustace.- Lepiej śmiało wyruszyć w pole niż kryć się za kamiennymi murami. Lepiej zginąć jak lew niż żyć jak królik. Przez tysiąc lat byliśmy marszałkami Marchii Północnej. Muszę wdziać zbroję."
  Dunk urodził się w Zapchlonym Tyłku w Królewskiej Przystani, nie był żadnym wysoko urodzonym chłopcem, tylko bękartem urodzonym przez prostytutkę. A jednak ser Arlan się nim zainteresował i wziął go pod swoją pieczę- nauczył go wszystkiego, co sam umiał i uczynił go swoim giermkiem. Podróżowali razem od zamku do zamku jako wędrowny rycerz i jego uczeń, od czasu do czasu zahaczając o otwarte turnieje. Jednak pewnego dnia staruszek zmarł z przeziębienia, a Dunk został sam. W tym momencie rozpoczyna się jego rycerska przygoda, gdy jedzie na turniej na Łąkach Ashford. Dołącza do niego tajemniczy chłopiec stajenny, który potem staje się jego giermkiem i razem z nim będzie przeżywał różne ciekawe przygody.
  Szczerze mówiąc, to akcja tej książki może i toczy się w świecie "Gry o Tron", ale jest o wiele mniej krwawa i nie ma tu w ogóle wątków erotycznych, w przeciwieństwie do głównej serii. Bardziej to przypomina naszego polskiego Wiedźmina- wędrowny rycerz, który chwyta się roboty w zamkach i tam, gdzie może. Ale dzięki temu cała historia jest o wiele bardziej swojska i po prostu przyjemna. To mi się bardzo podobało.
  Bardzo lubię styl pisania pana Martina, a najbardziej uwielbiam fragmenty typu "Najdziwniejsze jednak były jego włosy. W ogóle ich nie miał". Jak tego nie kochać?
 "- Życie wędrownego rycerza jest prostsze- poskarżył się.- Jeśli powiem coś niewłaściwego, zaszyje mnie w worku pełnym kamieni i ciśnie na dno fosy."
 Jeśli chodzi o postaci, to mamy szansę tu lepiej poznać rodzinę Targaryenów, i to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o jakieś wyższe rody znane nam z GOT. Jeśli chodzi o postaci, to skupiono się głównie na Dunku i Jaju, kolejni bohaterowie wprowadzani są stopniowo, więc nie ma problemu z rozeznaniem się. Wszystko zostało skonstruowane na schemacie rycerz- nie zna się zbytnio na symbolice i przysłowiach rodów, jest prostoduszny i wierny przyrzeczeniom; giermek- zna się dosłownie na wszystkim i ma niewyparzoną gębę. Ale stanowią bardzo miłe połączenie i naprawdę z wielką przyjemnością śledziłam dalsze ich losy. Mam tylko jedną uwagę- Dunkowi idzie wszystko zbyt gładko, naprawdę. Co z tego, że kiedyś tak jest raniony, i tak ze wszystkich historii wychodzi niemal bez szwanku, co jest bardzo interesujące.
 Książka ta jest wprost idealna dla wszystkich fanów "Gry o Tron" lob/oraz "Wiedźmina". Naprawdę miałam przy niej świetną zabawę, idealnie nadaje się do czytania w upalne dni (sma czytałam w upale leżąc na jachcie, więc wiem, co mówię).
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
"Czytam Fantastykę" II

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Przedostatnia część "Pana Lodowego Ogrodu"

Pan Lodowego Ogrodu

Autor: Jarosław Grzędowicz
Wydawnictwo: fabryka słów
Liczba stron: 507
Seria: Saga Pan Lodowego Ogrodu. Tom III
Moja ocena: 8/10
"Wystarczyło ledwie czworo Ziemian, by z planety Midgaard uczynić prawdziwe piekło. Ich tropem, znaczonym niewyobrażalnymi okrucieństwami, podąża Vuko Drakkeinen. Kierowany nieujarzmioną determinacją, krok za krokiem przedziera się przez koszmar niczym z chorej wyobraźni Hieronima Boscha...."
"Kolejne twarze zabitych przeze mnie ludzi. Z każdym dniem mojej misji robi się ich więcej. Całkiem liczne towarzystwo, które mogę podliczyć tylko z pewnym przybliżeniem."
 Uwaga! Spoiler z poprzednich części! 
  Tak oto kontynuujemy przygody Vuka oraz Filara w świecie Midgaardu. Drakkeinen podąża lodowym drakkarem w stronę Lodowego Ogrodu, aby przekonać się, czy pogłoski mówią prawdę i czy władca tego małego światka jest tym, kogo szuka. Po drodze przeżywa jeszcze parę przygód wraz ze swoją drużyną Ludzi Ognia. Następca Tygrysiego Tronu natomiast trafia do niewoli u Ludzi Niedźwiedzi i cierpliwie znosi bycie niewolnym do momentu, w którym miałby szansę uciec i wydostać się z tego szaleństwa. Postacie występujące w obydwu ich fabułach jakoś dziwnie się zazębiają, ciekawe dlaczego?
Koniec spoilera
  Jak zwykle Grzędowicz zostawił większość dobrej akcji na sam koniec, jednak nie zapominając po drodze o ciekawych fragmentach. Gdy się czyta, wszystko wydaje się bardzo spójne i ma się wyraźną wizję całej fabuły, doskonale wie się, co i kiedy się stało. Całokształtu dopełniają fantastyczne ilustracje, które po prostu uwielbiam.
  Pomimo tego, że ten tom jest chyba najszczuplejszy spośród wszystkich, zawarte zostało tutaj niemało akcji. Muszę przyznać, że tym razem moim ulubionym wątkiem była historia Filara, bo w niej się chyba najwięcej działo. Rozpaczałam nad postaciami, które zginęły dosłownie lub pośrednio. Ten tom nie ustępuje chyba w niczym poprzednim, pojawia się trochę nowych postaci, trochę starych znika. Czyli wszystko wraca do normy.
  Sam Lodowy Ogród jest moim zdaniem świetne stworzony, bo zostawia nam pewną przestrzeń dla naszej wyobraźni. Wszystko jest bardzo ładnie opisane, aczkolwiek nie na tyle, żeby każdy miał tę samą wizję wyglądu miasta. To mi się bardzo podoba. Pojawiają się tu bardzo często motywy z miejscem dla uchodźców, bez wojny. Co ciekawe, wszystkie one są stworzone przez przybyszy z Ziemi, tylko że każdy z nich ma swój sposób, obydwa są co najmniej ciekawe. Pojawiła się jednak na moment pewna monotonność i senność, która była jednak raczej specjalnym zamierzeniem niż zanudzanniem czytelnika. Chyba o taki nastrój właśnie autorowi chodziło.
  Podsumowując, trzeci tom nie wyróżnia się zbytnio od pozostałych, zawarte jest w nim dosyć dużo wątków, a przez końcówkę nie mogę się już doczekać przeczytania ostatniego tomu. Mam nadzieję na jakąś spektakularną końcową bitwę albo w każdym razie coś w tym stylu. Ale- pożyjemy, zobaczymy.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

niedziela, 27 lipca 2014

Angelfall, czyli złe i dobre anioły

Angelfall

Autor: Susan Ee
Tytuł oryginału: Engelfall
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 316
Seria: Opowieść Penryn o końcu świata, tom 1
Moja ocena: 6/10
""Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem."
Ziemię ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy stoją puste, nie działają komórki. Za dnia na ulicach rządzą brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców. Anioły. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im się przeciwstawić?
Siedemnastoletnia Penryn wyrusza w desperacki pościg, żeby uratować życie młodszej siostry. Żeby zwiększyć swoje szanse musi zjednoczyć siły ze swoim wrogiem. Oboje przemierzają Kalifornię, niegdyś piękną i słoneczną, dziś kompletnie zniszczoną i wyludnioną, a wszechobecna śmierć niejednokrotnie zagląda im w oczy. Na końcu podróży, w San Francisco, każde z nich stanie przed dramatycznym wyborem. Czy postąpią właściwie?"
"Po raz pierwszy w życiu jestem dumna z bycia człowiekiem. Owszem, mamy mnóstwo wad. Ulegamy słabościom,  jesteśmy zagubieni,  brutalni i zmagamy się z wieloma problemami..."
  Nastoletnia Penryn żyje w świecie, który opanowały anioły. Ale nie te dobra, z przypowieści biblijnych i opowiadań dla dzieci, a złe, takie, które zabijają ludzi. Razem ze swoją nieco chorą psychicznie matką i młodszą siostrzyczką poruszającą się na wózku próbuje przetrwać w nowym, jeszcze bardziej niebezpiecznym świecie, w którym nie ma się stałego schronienia, a w poszukiwaniu jego i jedzenia trzeba wiecznie podróżować. W miastach kręcą się bandyci, którzy nie omieszkają zabić ludzi za jedzenie. 
  Mam tę świadomość, że za to, co za chwilę napiszę, wiele osób mnie znienawidzi. Ale cóż, negatywne recenzje pisze się łatwiej niż te pozytywne, prawda?
 Zacznijmy może od pozytywów. Mała ilość bohaterów i to w dodatku bardzo charakterystycznych jest idealnym przepisem na orientację w wydarzeniach. Naprawdę, super zrobione, tym bardziej, że główna bohaterka nie jest typem księżniczki, którą trzeba cały czas ratować, a  typem silnej kobiety, dla której najważniejsza jest rodzina i która potrafi się sama obronić. Niestety trochę dalej są momenty, w których trzeba ją ratować. I to nie raz nie dwa, oo ile dobrze pamiętam. Raffe, czyli anioł, któremu odcięto skrzydła i podróżuje z Penryn, jest niesamowicie przystojny i doświadczony, a także zrobi wszystko, by odzyskać swoje piórka. Od samego początku ta dwójka na siebie szczeka, jednak z czasem przestają to robić, a dążenie do własnych celów zamienia się w przyjaźń, a nawet coś więcej. Oczywiście miłość pomiędzy aniołami a śmiertelnikami jest surowo zakazana, a wszystkich, którzy ten zakaz podważą, czeka surowa kara. Mamy więc tutaj już bardzo rozpowszechniony schemat zakazanej miłości przedstawicieli dwóch przeciwnych sobie obozów. Romeo i Julia po prostu, tylko nie skaczący sobie do gardeł przy pierwszym spotkaniu. Fabuła jest nieskomplikowana, można ją obszernie streścić (jeśli chodzi o te ważne wydarzenia i sytuacje,) w dosłownie kilka minut. Pomimo tego można się zaczytać i wciągnąć w kolejne wydarzenia, a opisy są bardzo obrazowe, więc bez problemu można sobie wyobrazić sytuacje i miejsca. Bardzo często pojawiają się humorystyczne dialogi lub pomysły głównej bohaterki, co bardzo ubarwia ten szary postapokaliptyczny świat. Co jeszcze... Za  świat, w którym na pozór dobre anioły są złe, należy się duży plus. Nie spotkałam jeszcze książki, w której są one przedstawione jako przeciwne ludzkości, więc ta automatycznie ma kciuk w górę za oryginalność.
  W sumie jest to czytadło na jakieś 2-3 godzinki (czytałam w Polskim Busie w drodze do domu, więc wiem co piszę), które usatysfakcjonuje miłośników książek w stylu Romea i Julii oraz w sumie niezbyt skomplikowanej fabuły. Koniec jest otwarty, tak że zarówno mogą pojawić się dalsze części, jak i można zostawić bohaterów w spokoju i przejść do innych powieści. Czytając to nic nie stracicie, ale także chyba za wiele nie zyskacie, może jedynie nauczycie się, że z uporem można niemal wszystko osiągnąć.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

Zombie od dziennikarskiej strony

FEED. Przegląd Końca Świata

Autor: Mira Grant
Tytuł oryginału: FEED
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron: 496
Seria: cykl Przegląd Końca Świata
Moja ocena 10/10
"Czy wiedza wyniesiona z klasycznych horrorów pomoże ludzkości przetrwać apokalipsę?
Rok 2014. Wynaleźliśmy lek na raka. Pokonaliśmy grypę i przeziębienie. Niestety stworzyliśmy też coś nowego, strasznego, coś, czego nikt nie mógł zatrzymać. Infekcja rozprzestrzeniła się szybko, wirus przejmował kontrolę nad ciałami i umysłami, wydając jedno tylko polecenie: jedz!
Upłynęło 20 lat. Georgia i Shaun Mason są na tropie największej historii w ich życiu – mrocznej konspiracji stojącej za infekcją. Prawda musi wyjść na jaw, nawet jeśli jest śmiertelna."
"Wszystko to jest "tylko historią". Tragedia, komedia, koniec świata, cokolwiek, to tylko historia. Liczy się to, by została usłyszana."
  Nadeszły czasy, w których jednym z głównych źródeł informacyjnych są internetowe blogi i strony internetowe, na nich możecie dowiedzieć się więcej niż w gazetach i telewizji. Nie owijają w bawełnę, tylko prosto z mostu wykładają, na czym rzecz polega. A chodzi o to, że zombie istnieją. Przed nimi nie można uciec, sam się prędzej czy później staniesz żywym trupem. To tylko kwestia czasu. A raczej śmierci.
  Rodzeństwo Georgia i Shaun Masonowie są właśnie takimi internetowymi dziennikarzami. Prowadzą Przegląd Końca Świata wspólnie z przyjaciółką Buffy, razem tworzą doskonałą ekipę, a ich strona bije rekordy statystyczne. Dostają zlecenie z pozoru proste- ujawniać i notować prawdę i tylko prawdę, jednak z biegiem czasu wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane, a ekipa pakuje się po uszy w aferę wyższych sfer. Powoli przestaje być bezpiecznie, ale informacje są najważniejsze. Świat musi się dowiedzieć o tym, do czego wspólnie doszli. Musi za wszelką cenę...
"To już nie jest cywilizowany świat, pani redaktor. Nie ma już spokoju. Jak tylko ktoś zachoruje, zaczyna nienawidzić tych, którzy są zdrowi."
 Jeśli poszukujecie typowych książek o walce z zombie i przetrwaniu w nowym świecie pełnym żywych trupów, to szukajcie gdzie indziej. Znajdziecie tu tylko pojedyncze fragmenty dotyczące tych potworów, które są tak naprawdę głównym tłem do wydarzeń politycznych. Bo nie o to głównie chodzi. Kręcimy się w powieści wokół tajemnic i spisków, które mogą doprowadzić do śmierci wielu niewinnych ludzi. Im dalej się w to zagłębiamy, tym bardziej to się wydaje nieprawdopodobne. Gdyby podłożyć do tła zamiast zombie zwykłą śmiertelną chorobę, także by się udało stworzyć taką fantastyczną książkę, jednak zombie są jedną z najbardziej przekonujących wersji. Każdy, kto lubi kryminały z dreszczykiem i dużą ilością niespodziewanych zwrotów akcji, będzie usatysfakcjonowany.
  Świat mediów został tutaj genialnie stworzony, uwzględniono w nim zarówno licencje, dzięki którym dziennikarze mogą wchodzi do różnych stref zagrożenia, jak i specjalizacje czy mechanikę działania stron. Jako blogerka byłam naprawdę szczęśliwa czytając to.
"Zawsze znajdą się jednostki, którym łatwiej jest nienawidzić, gdy ich motywacją jest wyłącznie strach. A ja zawsze zrobię wszystko, żeby pokonać ich własną bronią.."
 Postaci nie ma za dużo, a w każdym razie nie aż tyle, żeby rzucały nam się na głowę z niezrozumieniem i trzeba było dokładnie przypominać sobie co i jak z każdą osobą było związane. Jak już wspominałam, głównymi bohaterami są trzy osoby, które prowadzą Przegląd Końca Świata. Wszystkie wydarzenia oglądamy z perspektywy Georgii Mason, Newsie, dla której liczy się tylko prawda. Jest naprawdę racjonalną osobą, która najpierw myśli, potem działa, i bez której nie obyłby się Shaun, jej brat. On natomiast uwielbia ryzyko i zachowuje się bardzo lekkomyślnie w przeciwieństwie do siostry. Obydwoje są do siebie niesamowicie przywiązani i wiedzą, że zawsze mogą sobie ufać. Ostatnią z głównych postaci jest Buffy, która zajmuje się częścią techniczną serwisu, załatwia ukryte kamery i dyktafony dla ekipy oraz prowadzi część Fikcyjną, czyli wszelkiego rodzaju opowiadania, wiersze na temat zombie. Jest może trochę dziwna, ale ma swój urok i po prostu nie da się jej nie lubić.
  Zakończenie jest tak niespodziewane, że aż nie mogłam w to uwierzyć i spodziewałam się wyjaśnienia wszystkiego i stwierdzenia, że to nie jest prawda. Spodobało mi się także to, że informacje o wybuchu epidemii umieszczane są co jakiś czas i dopiero z czasem zaczyna to wszystko rozumieć i dowiadujemy się całej historii powstania zombie. Muszę przyznać- ta książka poraża i zamyka cię w swoich szponach aż do końca. Z każdą stroną akcja rozwija się coraz szybciej, tak, że nie masz nawet czasu się nudzić. Tutaj nic nie jest nudne, a życie to wieczne ryzyko. Tym bardziej, jeśli mieszasz się w grubszą aferę, o której dowiecie się, czytając tę pozycję.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

piątek, 11 lipca 2014

Cała prawda o Rosji

Witajcie w Rosji

Autor: Dmitry Glukhovsky
Tytuł oryginału: Рассказы о Родине
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron:337
Moja ocena: 8/10
"Witajcie w Rosji" to cykl szesnastu krótkich opowiadań, które w sposób alegoryczny opisują wydarzenia w Rosji z punktu widzenia autora. Mówią o podporządkowywaniu sobie kraju przez oligarchów, których szczerze mówiąc niezbyt obchodzi życie zwyczajnych i prostych ludzi, a jedynie możliwość zarabiania większych pieniędzy. Jako że wszystko opisane zostało po części w konwencji science-fiction, czasami trudno zgadnąć, co jest prawdą i dzieje się naprawdę, a co nią nie jest. Każde z opowiadań mają drugie dno, nad którym trzeba się czasami bardzo dobrze zastanowić. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby to, co wydawało się fikcją, było rzeczywistością. Jedno jest pewne- wszystkie te historie nie przedstawiają władzy w sposób pozytywny. Witajcie w Rosji!
"Ani ja, ani pan, ani Chewbacca- nikt z nas nie pojmie tej mistyki, tych sił, które powstrzymują ją przed upadkiem, które chronią Rosję i które na oślep prowadzą nasz kraj uświęconą drogą! Rosji nie da się objąć rozumem..."
  Pierwszą rzeczą, która najbardziej rzuca się w oczy, jest okładka. Niby istnieje powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce, ale w tym przypadku grzechem byłoby nie pochwalić oprawy powieści. Czerwona gwiazda od razu rzuca się w oczy, a herb Rosji z tyłu dodaje jej bardziej teraźniejszego charakteru, tym samym zaznaczona jest niezbyt miła dla nas historia tego kraju.
  Przejdźmy może do sedna sprawy. Pod tą śliczną okładką znajdują się bite 337 stron opowiadań, które mogłyby wydawać się dużą liczbą, gdyby nie fakt, że wszystko pisane jest dużą czcionką. Historie są krótkie, ale treściwe i bardzo wciągające. Miejscami czytelnik zatrzymuje się, żeby powiedzieć coś w stylu "O mój Boże, to się dzieje naprawdę?!". Tak się działo w moim przypadku podczas czytania Co i po ile, czyli drugiego opowiadania z kolei.
 Jeśli chodzi o styl pisania, to czytelnikom obytym ze zbiorami opowiadań Pilipiuka będzie się z czymś bardzo kojarzyć. Jest on na swój sposób oryginalny, ale jednak nie można nie przywodzić sobie na myśl Rzeźnika drzew, czy chociażby 2586 kroków, bo są one naprawdę podobne.
"Nasza polityka programowa opiera się na trzech filarach: seksie, śmierci i pieniądzach. A ty ze swoją nieodłączną inteligencją i refleksją za mocno od tego odstajesz."
  Jeśli chodzi o treści opowiadań, to część z nich na pewno równie dobrze może odnosić się do Polski, chociażby to o przylocie kosmitów na Ziemię. U nas także część informacji albo jest zatajana, albo omawiana w minimalnym stopniu, a zamiast tego dawane są jakieś sprawozdania i dla części ludzi nieistotne tematy. Takie zapychacze. Bardzo często omijane są po prostu informacje o zamieszkach, nie mówię oczywiście o tych na Ukrainie, bo o nich trudno by było nie wspominać.
  Wierzę, że Witajcie w Rosji nie będzie jedynym zbiorem opowiadań autora, bo z każdą kolejną historią stają się one coraz lepsze. Naprawdę jest to przyjemna lektura na wieczór, może dwa. Oczywiście można traktować ją jako po prostu fantastykę, jednak bardziej wymagający czytelnicy znajdą tutaj, jak wierzę, odrobinę chociaż prawdy. Ja w to, co przeczytałam, wierzę. A Wy?
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

niedziela, 22 czerwca 2014

Krąg jest odpowiedzią na wszystkie pytania

Krąg

Autorzy: Mats Strandberg, Sara B. Elfgren
Tytuł oryginału: CIRKELN
Wydawnictwo: Czarna owca
Ilość stron: 572
Seria: Trylogia Engelfors
Moja ocena: 9/10
"Na pozór zwyczajne miasteczko Engelfors, w którym dzieją się dziwne rzeczy. Sześć dziewczyn właśnie rozpoczęło naukę w lokalnym liceum. Nic ich ze sobą nie łączy, każda z nich jest inna. Pewnej nocy, gdy na niebie pojawia się czerwony księżyc, dziewczyny spotykają się w parku. Nie wiedzą, jak ani dlaczego się tam znalazły. Odkrywają, że drzemią w nich tajemne moce, a ich życiu zagraża niebezpieczeństwo... Aby przeżyć, muszą działać wspólnie, tworząc magiczny krąg. Od tej chwili szkoła staje się dla nich sprawą życia i śmierci..."
"Nie ufajcie nikomu innemu. Ani waszym rodzinom, ani rodzeństwu. Ani przyjaciołom. Nawet największej miłości. I pamiętajcie: Krąg jest odpowiedzią."
  Z tym, że każda z tych dziewczyn jest inna, w pełni się zgadzam. Są tak od siebie różne, że pomimo iż są wprowadzone do fabuły ciurkiem, jedna po drugiej, to bez problemu można się zorientować, która to która. Bardzo to pochwalam, bo najczęściej przy poznaniu dużej ilości bohaterów na samym początku tworzy się mętlik w głowie i dopiero po pewnym czasie można zacząć ich rozróżniać. Na całe szczęście autorzy nie posługują się stereotypami, że osoby, które ratują świat, muszą być idealne, piękne i powabne. Jest wręcz odwrotnie. Dostrzegają one swoje niedoskonałości, mają bardzo wyraźnie zaznaczone wady i zalety, a zamiast standardowej reakcji "wow, ale super, mogę uratować świat i mam supermoce", pojawia się inna, bardziej przyziemna. Dziewczyny na początku raczej nie chcą mieć z tą sprawą nic wspólnego i starają się trzymać od niej jak najdalej, co w sumie nie jest dziwne. Dla kogo byłoby normalne to, że nagle staje się niewidzialnym albo chociażby pluć ogniem?
"Straszne rzeczy tak naprawdę nie są takie jak na filmie. Nie są fascynujące. Tylko przerażające i brudne.Przede wszystkim nie można ich wyłączyć."
 Najbardziej w sumie spodobało mi się to, że dziewczyny mają swoje problemy- jedna mieszka sama w domu i większość rzeczy, które tam się znajdują, zostały znalezione na śmietniku, drugiej ojczym nienawidzi i wiecznie się na nią wścieka o byle co, trzecia znowu nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi i staje się wprost niewidzialna dla otoczenia. Ta książka uświadamia nam, że nie istnieją osoby idealne i nie mogą istnieć, każdy ma jakieś swoje kłopoty, choćby małe. Bardzo ładnie ukazane zostało tutaj również ich życie po szkolne i towarzyskie. Co prawda nie polecam tej książki dla osób, które niezbyt lubią czytać o upijaniu się, bo są takie momenty, co prawda nie za często, ale jednak wszystko jest bardzo ładnie i obrazowo opisane. Do języka i sposobie pisania nie ma się w sumie podstaw do czepiania się. Autorzy odwalili naprawdę kawał dobrej roboty.
"Sama słyszała, że robi z siebie kompletną idiotkę. Zawsze myślała, że pijani nie rozumieją, że robią z siebie kretynów. Teraz wie, że kiedy jest się wstawionym, to człowiek się nie przejmuje, że robi z siebie idiotę."
  Bardzo dobre jest również to, że w końcu akcja nie rozgrywa się w jakimś niesamowicie znanym mieście jak Nowy Jork czy Londyn, a w tak naprawdę zapadłej mieścinie gdzieś w Szwecji. Akcja rozwija się umiarkowanie, tak, że nawet przez moment się nie można znudzić. Pełno tu punktów zwrotnych, a autorzy igrają z nami podsuwając i dając nam uwierzyć w kolejne możliwości, po czym zastępują je innymi. Przy czytaniu Kręgu miałam naprawdę dużo świetnej zabawy i bardzo miło spędziłam czas. Z zapartym tchem śledziłam kolejne losy bohaterów modląc się o to, by nikt nie zginął. Książka porywa treścią i nieprzewidywalnością, wielu rzeczy tak naprawdę nie sposób przewidzieć. Cała fabuła jest najwyraźniej misternie spleciona z nitek pojedynczych wydarzeń i pozornie niezwiązanych ze sobą szczegółów. Jedyną sprawą, którą jakoś niezbyt łatwo mi było przełknąć, jest miłość do nauczyciela. Może i się czepiam, ale dla mnie to było to coś... mało naturalne.
 Hmmm... A z moich obserwacji wynika, że o wiele łatwiej i o wiele dłużej można pisać recenzje negatywne niż pozytywne. Po prostu jakoś... prościej jest wszystko wychwycić i wydobyć. Dobre książki są za dobre i zawsze ta dobroć się powtarza.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

sobota, 7 czerwca 2014

"Krew elfów"- czyli zaczynamy dłuższą historię

Krew elfów

Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo:: superNOWA
Ilość stron: 295
Seria: saga o Wiedźminie
Moja ocena: 9/10
Po pierwszych dwóch tomach wstępnych Wiedźmina, czyli zbiorze 13 opowiadań, nadszedł czas na prawidłową powieść. Pierwszy tom sagi o Wiedźminie nawiązuje do poprzednich wydarzeń, a w rolach głównych są oczywiście dobrze nam znani z poprzednich części Geralt z Rivii, Ciri, piękna czarodziejka o kruczoczarnych włosach Yennefer, mistrz bardów Jaskier oraz wiele dopiero co poznanych postaci, takich jak Triss Merigold albo wiedźmini w Kaer Morhen. 
Mała Ciri, nazywana również Niespodzianką, jest na najlepszej drodze w kierunku zostania wiedźminką. Niektórzy ludzie jednak chcą ją odebrać Geraltowi, który stał się jej opiekunem, pod różnymi pretekstami. I nie są to dobre osoby. Jak uda im się wywinąć? I co się dzieje z małym Lwiątkiem z Calanthe?
"Czy rozumiesz teraz, czym jest neutralność, która tak cię porusza? Być neutralnym to nie znaczy być obojętnym i nieczułym. Nie trzeba zabijać w sobie uczuć. Wystarczy zabić w sobie nienawiść. Czy zrozumiałaś?"
  Zaczęła się ciągła fabuła. Ciri jest szkolona w Kaer Morhen, jednak jeszcze nie przechodzi tych wszystkich mutagennych przemian z jednego prostego powodu- jest dziewczyną. Do tej pory wiedźmini jeszcze nie uczyli kobiet swojego fachu, jednak zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? A Niespodzianka jest bardzo wytrwała i ćwiczy aż do skutku. Ne pierwszy plan wchodzą kolejno Triss Merigold i Yennefer, z którą Geralt dosyć chłodno ostatnimi czasy się obchodził. Tak naprawdę Ciri jest tutaj główną postacią, na któej skupia się cała akcja oraz wszyscy bohaterowie. To między innymi z jej powodu większość postaci natrafia na siebie albo walczy ze sobą. Nikt nie wie tak naprawdę, kim ona jest, do czego ma predyspozycje. Może do wszystkiego?
  Jak przystało na książki Sapkowskiego, nie brak tutaj wulgaryzmów, a także walk i bitew. Tworzą jednak one charakter powieści, dzięki któremu jest taka, jaka jest- czyli fantastyczna. Nie cierpi się na niedostatek- wszelkiego rodzaju fabuły i wątków jest w bród. Fragmenty humorystyczne są naprawdę na poziomie, chociażby moment, w którym Triss zajmuje się Ciri i idzie następnie z pretensjami do wiedźminów. Wyobrażenie sobie ich min jest po prostu prześmieszne! Nie mówiąc już o ich osłupieniu na wiadomość o tym, że całkowicie zapomnieli, że jednak ich uczennica jest kobietą.
  Bardzo ciekawa jest więź pomiędzy Niespodzianką a  Geraltem, która staje się tak duża, że Yennefer zaczyna powątpiewać w swoją pozycję na czele najważniejszych dla wiedźmina kobiet. Jednak zdaje sobie sprawę, że to jest bezpodstawne, w każdym razie w sensie romansowym, po tym, jak poznaje bliżej Lwiątko z Calanthe.
"Nadchodzą trudne czasy- powiedziała cicho.- Trudne i niebezpieczne. Nadchodzi czas zmian. Przykro byłoby starzeć się w przekonaniu, że nie uczyniło się się niczego, by te zmiany, które nadchodzą, były zmianami na lepsze. Prawda?
  Po drodze przez fabułę poznajemy również grupkę krasnoludów, a na ich czele- Yarpena Zigrina, rubasznego wesołka o nieskalanym poczuciu humoru. Szybko zaprzyjaźnia się z Ciri i szczerze mówiąc mam nadzieję, że dosyć często będzie pojawiał się w kolejnych tomach, bo przynosi ze sobą porcję krasnoludzkiego humoru.
  W tej książce zabrakło mi jednak trochę bardziej wiedźmińskich profesji- niby Geralt został wynajęty do ochrony statków przed żagnicami, jednak tej akcji moim zdaniem było zdecydowanie za mało. Przydałby się w sumie jeszcze jakiś porządny potwór, ale poza tym fabuła była bez zarzutu. Pełno akcji, w pewnych momentach cały czas czytało się jedynie długie dialogi, bez opisów tego, co bohater robi. Potem po na przykład ćwiczeniach Ciri w Kaer Morhen jest się lekko zdziwionym.
  Powieść zalicza się do klasycznej fantastyki z magią, potworami i różnymi rasami typu krasnolud i elf. Tutaj nie decyduje się o swoim przeznaczeniu, najczęściej ono samo cię nakierowuje na ścieżkę życia. Niestety, na Niespodziankę szykowany jest właśnie spisek. Co będzie dalej? Jestem strasznie ciekawa i już nie mogę się doczekać kolejnej części.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

poniedziałek, 26 maja 2014

(Spóźnione) Wyniki konkursu

Na wstępie pragnę wszystkich bardzo przeprosić za spóźnienie. W poniedziałek wyjechaliśmy z klasą na wycieczkę i wróciłam z niej dopiero wczoraj. Nie mieliśmy tam zbytnio dostępu do Internetu, poza tym wracaliśmy do domów zmęczeni zwiedzaniem. No, ale nareszcie nadszedł ten czas ogłoszenia wyników!
Przypominam, że nagrodą była książka "Metro 2034" w twardej oprawie:
 Muszę przyznać, że niełatwo mi było wybrać najlepszą odpowiedź. Musiałam sobie kilka razy przeczytać każdą z nich, a i tak miałam wielkie trudności z wyborem. Jednak w końcu zdecydowałam się na odpowiedź i szczęśliwym zwycięzcą został

Im Sooliga


Serdecznie gratuluję :) Za moment wyślę maila z  powiadomieniem o wygranej. Proszę Cię tylko o chwilę poczekania, bo najprawdopodobniej książkę będę mogła wysłać dopiero po środzie, za to prawdopodobnie  z dodatkową rzeczą w środku ;)
 Wszystkim bardzo dziękuję za udział konkursie i pragnę powiedzieć, że wszystkie Wasze odpowiedzi były  świetne, a wybór bardzo trudny.

Trudno być Niezgodnym....

Niezgodna

Autor: Veronica Roth
Tytuł oryginału: Divergent
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 349
Seria: Trylogia Niezgodna
Moja ocena: 9/10
"Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony. Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny- i musi być wyeliminowany..."
"Szare kamienie symbolizują Altruizm, woda Erudycję, ziemia Serdeczność, rozżarzone węgle Nieustraszoność, a szkło Prawość."
Beatrice wychowała się w Altruizmie, w spokojnej i statecznej rodzinie. Ma brata i kochających rodziców, jednak jako że należą do frakcji bezinteresowności, nie okazują sobie zbytnio uczuć. Wszyscy żyli zgodnie ze swoimi wierzeniami do pewnego szczególnego dnia. Dnia wyboru. Przed nim odbywają się testy, które mają wskazać do której frakcji ktoś się nadaje i tym samym podpowiedzieć mu odpowiedni wybór. Podchodzi do nich szesnastoletnia  Beatrice,  od nich będzie zależeć całe jej przyszłe życie. Co się po nich okaże? Do której frakcji pasuje, a którą wybierze?
  Na początku rzuca się w oczy lekkie podobieństwo do Igrzysk Śmierci. Też szesnastolatkowie, też społeczeństwo podzielone na konkretne funkcje, też jacyś Niesamowicie Źli przywódcy. No i oczywiście nie może zabraknąć wątku miłosnego, który mi się tak naprawdę całkiem podobał. Nie stanowił on głównej fabuły, ale umiejętnie został w nią wpleciony tak, że od niego zależą niektóre dalsze wydarzenia. Nie przyćmiewa on jednak głównego wątku i przyjemnie się czyta. Jednak szczerze mówiąc główna bohaterka, która jest jednocześnie narratorką powieści, specjalnie mnie nie porywa. Wykreowano ją bardzo dobrze, wszystkie jej uczucia, przyzwyczajenia, reakcje, wątpliwości... Po prostu jakoś mnie nie rusza, może dlatego, że jest taka nieobyta w świecie i nie zna normalnych reakcji ludzkich.
"- Peter pewnie urządziłby imprezę, gdybym przestała oddychać.
- Hm... Poszedłbym, ale tylko pod warunkiem, że dawaliby ciasto."
 Z Czwórką jest inaczej. Bardzo go lubię, jednak (niezgodnie z innymi dziewczynami) jakoś za nim specjalnie nie szaleję. Jest również świetnie wykreowany, ale nie pociąga mnie specjalnie jako bohater, w którym można się zakochać na zabój. Jeszcze. Zobaczymy, co będzie w kolejnych tomach.
 Cała reszta bohaterów także została bardzo dobrze stworzona, każdy z nich jest inny i na swój sposób ciekawy. Niektórym się współczuje, niektórych chce się od razu udusić, a niektórzy są po prostu obojętni. Jednak wszyscy bez wyjątku potrzebni do całości fabuły, każdy wprowadzony jest z jakiejś konkretnej przyczyny i w konkretnym celu. To mi się bardzo podobało, bo wszystko było dzięki temu jasne i klarowne, aczkolwiek pozostało jeszcze parę tajemnic, które bardzo chciałabym wyjaśnić.
  Jeśli chodzi o styl pisania, to nie mam nic do zarzucenia. Ładne opisy miejsc, uczuć, zmagań głównej bohaterki i bardzo dobrze zrobione dialogi. W przypadku tej książki świetnie sprawdziła się również narracja pierwszoosobowa, bo nie rozdrabniamy się dzięki temu na uczucia i akcje rozlicznych postaci, które się tutaj co i rusz  przewijają.
  Podsumowując, wszystkim, osobom, którym podobały się Igrzyska Śmierci, z całą pewnością spodoba się również Niezgodna. Trzyma w napięciu i oczekiwaniu na kolejne wydarzenia, nie brakuje tu zarówno humoru jak i momentów strasznych i pełnych wyczekiwania na dalszy rozwój sytuacji. Są momenty straszne i niespodziewane, niektóre wydarzenia i sytuacje są wręcz banalnie przewidywalne, niektóre wręcz odwrotnie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

niedziela, 11 maja 2014

"Lśnienie" Stephena Kinga

Lśnienie

Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: The Shining
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 515
Moja ocena: 9/10
"Powieść uważana przez wielu czytelników za horror wszechczasów. Jack Torrance, były nauczyciel, a obecnie poszukujący weny pisarz, otrzymuje pracę dozorcy w opuszczonym na okres zimowy górskim hotelu Overlook. Kiedy burze śnieżne odcinają od świata rodzinę Torrance'ów, obdarzony telepatycznymi zdolnościami Danny, pięcioletni syn Jacka, odkrywa, że hotel jest nawiedzony, a duchy powoli doprowadzają jego ojca do obłędu. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, aż pewnego dnia mężczyzna przestaje nad sobą panować..."
"Każdy duży hotel ma swoje skandale, powiedział Watson, tak jak każdy duży hotel a swojego ducha. Dlaczego? No bo ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają..."
Jack Torrance jest całkiem dobrze zapowiadającym się pisarzem, publikuje swoje opowiadania w gazetach i pracuje nad sztuką filmową. Ma ambicje i plany na przyszłość, jednak na drodze mogą mu stanąć pewne niezbyt przyjemnie rzeczy... Bohater jest alkoholikiem, chociaż już od ponad roku nie tknął alkoholu, niemal cały czas za nim tęskni. Dawniej niemal co dzień się upijał i wracał do żony późno w nocy. Kolejnym jego problemem jest znajdująca się w nim niepohamowana złość, która czasami go opanowuje i mężczyzna traci panowanie nad tym, co robi. Kiedyś zrobił krzywdę swojemu synowi za błahostkę, później uderzył też swojego uczni w przypływie gniewu. Danny, jego synek, od małego przejawiał przedziwne zdolności. Potrafi powiedzieć, o czym dana osoba myśli w tej chwili, potrafi opisać, jak dokładniej czują się ludzie. Jego matka, Wendy, jest za to spokojną, ładną i mądrą kobietą, która najbardziej na świecie kocha swojego synka i nie pozwoli, żeby stała mu się krzywda. Chociaż wyjazd do hotelu Panorama niezbyt jej się podoba, doskonale rozumie, że to jedyna szansa dla męża na załatwienie sobie pracy po incydencie w szkole. Cała trójka musi spędzić zimę w gigantycznym opuszczonym hotelu i dbać o niego. Z dnia na dzień robi się coraz dziwniej, zaczynają pojawiać się i znikać różne dziwne rzeczy.  Jednak czy na pewno to przetrwają?
"Więc w razie gdybyś zobaczył coś... najzwyczajniej popatrz w inną stronę, a kiedy znów odwrócisz głowę, tego już tam nie będzie. Kapujesz?"
Na fabułę składa się wiele wątków- nie tylko przygody trzyosobowej rodziny w tym dziwnym hotelu, ale także dzieciństwo oraz zachowanie rodziców w stosunku do młodego małżeństwa. O tym jakie cechy przejęły po nich ich dzieci, jakie trudne miały one dzieciństwo. Oprócz tego dochodzi jeszcze powolne poznawanie historii Panoramy, mrocznej historii, która jest zatajona na wszelkie możliwe sposoby. To właśnie z nią związane są wszystkie dziwne i niepokojące wydarzenia, które mają tu miejsce.
 Danny jest chyba najważniejszą postacią tutaj, bo wszyscy skupiają się głównie na nim. To o niego wszystkim chodzi i to on ma niezwykłe zdolności. Bardzo istotną rolę gra tu także Jack i muszę przyznać że jest wykreowany w najmniejszych szczególikach- powody jego zachowań, sposób mówienia, reakcje... wszystko. Tak samo jak z resztą inne postaci,k jednak to jego widzimy tutaj najwyraźniej.
 Jeśli ktoś się spodziewa grozy od pierwszej stronicy powieści, to muszę go rozczarować. Porządna akcja horrorowa zaczyna się dopiero od mniej więcej połowy książki, a i to czasami przeraża dopiero wtedy, gdy włączy się dobrą muzykę. Większość momentów jednak jest straszna, a najgorsze w jednym fragmencie jest nagłe przerwanie wątku i przejście do następnego, zmuszanie nas do czekania na rozwiązanie wydarzenia. Wszystko opisane jest jasno i klarownie, można sobie wyobrazić dokładny wygląd miejsc i reakcje bohaterów, jakby się nam wyświetlał film w głowie. Łatwo również wczuć się w bohaterów i to, co ich spotyka przez dokładne opisy ich odczuć i reakcji. To mi się szczerze mówiąc bardzo podobało. Autor stopniowo uwalniał i rozwijał kolejne wydarzenia i informacje, co budowało nastrój nerwowego wyczekiwania. 
 Sam pomysł na książkę również jest całkiem ciekawy, a bohaterowie nie są przerysowani- każdy ma swoje wady i zalety, nie są przedstawieni idealnie i popełniają błędy. Jeśli o mnie chodzi, to nie dało się tutaj nikogo nie lubić. Każdy był w stanie wzbudzić w nas jakieś pozytywne myśli, oprócz hotelu oczywiście, o którym jestem przekonana, że nikt nie chciałby tam trafić. Stephen King ma swój własny sposób pisania, który pełny jest wtrąceń, w których na początku nic nie wiadomo, a dopiero potem się wyjaśniają.
 Pozycja ta jest wspaniała dla miłośników horrorów i oczywiście Stephena Kinga, akcja bowiem rozwija się stopniowo i przyspiesza z każdą stroną, aby dojść do wybuchowego punktu kulminacyjnego.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

środa, 30 kwietnia 2014

Rubin oraz diament z "Błękitu szafiru"

Błękit szafiru

Autor: Kerstin Gier
Tytuł oryginału: Saphirblau. Liebe geht durch alle Zeiten
Wydawnictwo: Literacki EGMONT
Ilość stron: 364
Seria: Trylogia Czasu
Moja ocena: 7/10
Gwendolyn i Gideon zapatrzeni w siebie wrócili właśnie z początku XX wieku. Ale sprawy tylko się skomplikowały. Czy Strażnicy mają rację, uznając Lucy i Paula za przestępców, czy też może mylą się w swej wierności hrabiemu de Saint-Germain? Gwendolyn jako jedyna zdaje się mieć wątpliwości. Uczucia Gideona do Gwen wystawione zostają na najpoważniejszą próbę...
"-To jest niestety niezaprzeczalna prawda, że zdrowy rozsądek cierpi tam, gdzie do gry wkracza miłość. A zdrowy rozsądek to jest to, czego obecnie najbardziej potrzebujesz."
 Kilka dni temu okazało się, że Gwendolyn Shepherd ma dar podróży w czasie i jest zarazem ostatnią osobą z Kręgu Dwunastu z tą zdolnością. Niestety, wszyscy do tej pory sądzili, że to jej kuzynka, Charlotta go posiądzie, więc była ona nauczana od najmłodszych lat wszystkiego, co trzeba umieć do przeskoków czasoprzestrzennych. Cóż, niestety Gwen nie przeszła tego kilkunastoletniego szkolenia, więc ma tylko parę dni na nadrobienie tego wszystkiego, co nie należy do najłatwiejszych zadań. Nikt nie chce jej o niczym powiedzieć, więc sama próbuje zdobyć jakieś informacje. Z dnia na dzień wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane i niezrozumiałe, a miłość rubinu i diamentu tylko wszystko coraz bardziej miesza...
  Drugi tom bardziej niż pierwszy skupia się na wątku romantycznym, co w sumie nie jest złe. Jest on tu wprowadzony umiejętnie i wplątany w fabułę tak, że właśnie od niego zależy część ważniejszych zdarzeń. N a duży plus wychodzi także opracowanie postaci, ponieważ wszystkie, nawet te drobne i mało znaczące, dopracowano bardzo wyraziście, sprawiając wrażenie, że autorka bez problemu wymyśla i tworzy charakterystykę dla wielu postaci równocześnie. Muszę jednak przyznać, że czasami główna bohaterka, która opowiada całą historię ze swojego punktu widzenia, bardzo mnie denerwuje swoją naiwnością. Słyszy różne rzeczy o danych ludziach, cały czas jest przestrzegana przed nimi, a i tak jak tylko dojdzie do spotkania, wierzy każdemu ich słowu. Za to hrabiego Saint-Germaina pragnę po prostu udusić, nie ja jedna zresztą, utworzyła się już dosyć długa kolejka.
  Pod względem języka to wydaje mi się, iż było odrobinę tylko gorsza od pierwszej części, szczególnie w momencie, gdy Gwen zaczęła dosyć często powtarzać, co myślała sobie, gdy Gideon ją całował. Od czasu do czasu pojawiały się również niezbyt rozwinięte dialogi, jednak na ogół wszystko było w jak najlepszym porządku. Książkę przepełniały wszelkiego rodzaju dowcipy i zabawne wydarzenia, a w kategorii śmiesznych wypowiedzi królował zdecydowanie gargulec Xemerius. Gdy tylko pojawiał się w którejś ze scen, nie sposób było się przy nim nudzić.
  Same opisy są dopracowane idealnie, podobnie zresztą język, dzięki któremu czyta się szybko i przyjemnie. Jest to lektura na jeden-dwa wieczory, dzięki której można się odprężyć i odpocząć po ciężkim dniu. Przeznaczona została głównie dla dziewcząt, ale sądzę, że niemal wszyscy odnajdą  w niej coś, co ich zainteresuje. Autorka doskonale wie, jak zakończyć książkę, by od razu chciało się czytać kolejny tom- co do tego nie ma wątpliwości.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

środa, 23 kwietnia 2014

Konkurs post-wielkanocny

Jakiś czas temu stwierdziłam, że wypadałoby zrobić jakiś konkurs. Nie wiedziałam tylko, jaki dokładnie, z jakimi nagrodami, może z jakąś okazją. Takowa wreszcie się nasunęła- w tę sobotę jest dziesięciolecie istnienia serwisu Stalker.pl! W związku z tym główną nagrodą w moim konkursie będzie książka Pana Glukhovsky'ego 
Metro 2034 recenzja

Jak ją zdobyć?
Regulamin konkursu
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga http://zakazane-ksiazki.blogspot.com/, czyli Alyss M.
2. Nagrodą jest książka Metro 2034 Dmitrya Glukhovskiego (wydanie w twardej okładce, ze zaktualizowaną mapą metra) pochodząca z mojej osobistej biblioteczki.
3. W konkursie wziąć udział mogą wszystkie osoby mieszkające na terenie Polski, anonimów poproszę o podanie w komentarzu (oprócz wymaganej treści) swojego pseudonimu.
4. Zwycięzca zostanie ogłoszony w przeciągu 5 dni od zakończenia konkursu oraz zostanie wysłany do niego mail z informacją o wygranej.
5. Konkurs rozpoczyna się dzisiaj (tzn. 23.04.2014) i trwa do 17.05.2014 do godziny 23.59.
6. Aby konkurs się odbył, zgłosić się muszą minimalnie 3 osoby.
7. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu i zadań konkursowych.
8. Miło by było, gdybyście dodali bloga do obserwowanych, żeby śledzić na bieżąco konkurs, jednak nie jest to wymagane.
9. Błędne zgłoszenia (bez maila albo nicku w przypadku anonimów) nie są brane pod uwagę.
Zadanie konkursowe
Z czym kojarzy Ci się apokalipsa?
Odpowiedzi zamieśćcie w komentarzu pod postem wraz z mailem kontaktowym.

Powodzenia :)

piątek, 18 kwietnia 2014

"Kamienie na szaniec"- niezwykła historia zwykłych ludzi

Kamienie na szaniec

Autor: Aleksander Kamiński
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ilość stron: 230
Moja ocena: 10/10  

Nie sztuką jest przeżycie wszystkich problemów. Sztuką jest życie pełnią życia, tak aby w chwili śmierci nie czuło się, że się nie żyło. Podczas wojny nic nie było proste, trzeba było stawać przed trudnymi wyborami, które nie zawsze przynosiły dobre skutki. Ktoś mógł zostać zabity, ktoś inny zaaresztowany.
Na początku wojny morale całej Warszawy spadły- w końcu wszyscy zapewniali, że nasze wojsko wychodzi z bitew zawsze zwycięsko, więc nikt nie był przygotowany na przegraną. W tym czasie "Mały Sabotaż" młodzieży próbował podtrzymać wszystkich na duchu, organizując antyhitlerowskie działania mające na celu poprawienie nastawienia Polaków. Wśród jego działaczy najbardziej wyróżnili się Alek, Zośka i Rudy. To jest książka właśnie o nich, opowiadająca o braterstwie, przyjaźni, chęci życia i zmianach, jakie w życiach młodych chłopaków wprowadziła wojna.
"Tak oto bezgraniczna wiara młodości: wiara w siebie samych, wiara w naród, wiara w słuszność polskiej sprawy i najwyższą sprawiedliwość- kazała tym młodym ludziom traktować całą otaczającą ich rzeczywistość jako coś nierealnego i przejściowego."
Kamienie na szaniec przybliżają nam postaci nie tylko Rudego, Alka i Zośki, ale także innych harcerzy i ludzi działających w sabotażu albo Szarych Szeregach. Wgłębiamy się trochę bardziej w ich życie, w ich charaktery i sposób myślenia, a także poznajemy ich jako trójkę rywalizujących ze sobą przyjaciół. Najbardziej znaną ich akcją jest akcja pod Arsenałem, w której odbity został Rudy. To jednak nie jest to tylko jedno znane ich działanie- o nie! Każdy z nich miał na swoim koncie jeszcze mniejsze, ale znacznie podnoszące Polaków na duchu, działania. Chociażby zdjęcie niemieckiej tablicy z pomnika Kopernika, albo zdejmowanie gigantycznych rozmiarów hitlerowskich flag z budynków, czy chociażby rozwieszanie wielu polskich flag na latarniach w święta narodowe. Ci ludzie wiedzieli, co robią, niemal zawsze zachowywali spokój i zimną krew. Każdy z nich był utalentowany w trochę innych dziedzinach, za to wszystkich łączyła miłość do ojczyzny i chęć działania przeciwko okupantom. Wymyślali coraz to nowsze sposoby działania, jak wymalowywanie co i rusz nowych napisów na murach albo gazowanie kin podczas seansów, na których puszczane były propagandy niemieckie. Przed wojną byli jedynie bardzo zgraną drużyną harcerską Buków, za to potem- jednym z pierwszych zespołów działających w propagandzie. Za to żaden z nich, w szczególności Zośka, nie używał podniosłych słów i nie uważało się za bohaterów. Robili to, co musieli i co chcieli.
"Znów z całą jaskrawością dostrzegli doniosłe prawo: na wojnie nie ma drobiazgów, jest tylko zwycięstwo lub klęska, życie lub śmierć."
Moim zdaniem tę książkę powinno się przeczytać bez względu na to, czy jest lekturą szkolną, czy nie. Ukazuje nam osoby, na których naprawdę powinniśmy jako młodzież się wzorować.
  Samą powieść czyta się błyskawicznie- jak widzicie połknęłam ją w niecały dzień. Tekst jest napisany bardzo przystępnie, autor w wielu momentach zwraca się bezpośrednio do nas. Śmierć Rudego i Alka może i nie wzrusza do łez, ale wiele mówi o zażyłości pomiędzy nimi i Zośką. Dzięki takim osobom jak oni możemy być naprawdę dumni ze swojego pochodzenia.
 Jeszcze tylko podam fragment tekstu Juliusza Słowackiego Testament mój, o którego recytację Rudy poprosił ostatniego dnia życia.
"(...) A kiedy trzeba, na  śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec(...)"

czwartek, 17 kwietnia 2014

"Król uciekinier" Jennifer A. Nielsen

Król uciekinier

Autor: Jennifer A. Nielsen
Tytuł oryginału: The Runaway King
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Ilość stron: 372
Seria: Trylogia władzy
Moja ocena: 8/10
Zaledwie chwilę temu Jaron zasiadł na tronie, a już zaczynają krążyć pogłoski o planowanym zamachu na króla. W dodatku najwyraźniej szykuje się wojna- piraci żądają zwrotu należących do nich kiedyś ziem, a przeciwnym razie napadną na Carthyę. Żeby uratować królestwo, Jaron będzie musiał je... opuścić. Ale czy będzie mógł do niego wrócić?
"-Zasadziłam dla ciebie kwiaty, ale już więdną. Wiesz dlaczego? Bo są w złej glebie. To nie jest miejsce dla nich ani dla ciebie."
 Pomimo tego, że Jaron w końcu powrócił do stolicy i objął władzę, sprawy wcale nie układają się najlepiej. Większość jego regentów nie jest godnych zaufania, a on sam nie da rady postawić się większości rady. W dodatku pada podejrzenie ataku na pokojowo nastawioną Carthyę, jednak gdy młody król mówi o tym swoim współpracownikom, oni otwarcie mu się sprzeciwiają. Chodzą plotki, że szykuje się zamach na nowo odzyskanego dziedzica tronu, jednak dopiero po ostrzeżeniu danym przez piratów regenci zaczynają się obawiać ataku. Jak wiemy, rozbójnicy pragną śmierci Jarona, ale czy tylko tego? Czy królowi uda się zapobiec wojnie uciekając przed wszystkim? Zobaczymy...
  Nie mogłam się doczekać drugiego tomu Trylogii władzy, więc gdy tylko go zobaczyłam, musiałam go kupić. Zaczynając lekturę miałam dosyć duże oczekiwania pod względem fabuły, i na całe szczęście się nie przeliczyłam. Król uciekinier nie umniejsza pod tym względem Fałszywemu księciu (recenzja), dalej akcja prowadzona jest konsekwentnie i ciekawie. Rozwija się szybko, ale nie na tyle, by gnać bez ani chwili oddechu, rozkłada przeżycia na kolejne rozdziały. Czyny każdego z bohaterów mają poszczególny cel, więc żadna z ich reakcji nie jest bezsensowna, a jeśli coś nie jest powiedziane od razu, to wyjaśnione jest to po pewnym czasie.
  Autorka w przypadku postaci poprawiła się znacznie, ponieważ nie skupiała się już na porządnym  wykreowaniu tylko dwóch głównych bohaterów, tylko wszystkich po trochu dopracowała. Bez problemu można było po samych zachowaniach zgadnąć, która postać jest którą, co jest wielkim plusem. Dodawanie kolejnych osób do dalszego ciągu fabuły i pozostawianie paru niedokończonych wątków również jest bardzo wygodne, ponieważ wtedy czytelnik nie może się spodziewać akcji kolejnego rozdziału albo tomu.
 Oczywistym jest, że na każdym kroku towarzyszył nam cięty język i humor Jarona, przez które nieraz może przysporzyć sobie niemałych kłopotów, albo i też wybawić go z opresji. Na pewno jednak umila całą powieść i rozbawia w wielu momentach, je jeśli nie swoją uszczypliwością, to swoją prostotą i prostolinijnością lub paranoją sytuacji, w której znajduje się główny bohater.
 "Należało to uznać za dobrą wiadomość, choć tak czy inaczej nie lubiłem Vargana. Miał nieświeży oddech."
  Książka pisana jest w pierwszej osobie, więc z jednej strony mamy subiektywne spojrzenie na całą historię, z drugiej jednak pojawia się szansa na większe zżycie się z Jaronem i jego odczuciami, jakiekolwiek by one nie były. I to i to ma swoje wady i zalety, jednak w wypadku tej powieści jest chyba najlepszą możliwością, bo skupiamy się tylko na jednym bohaterze.
  Jeśli chodzi o Motta, który gotowy jest bronić swego króla do upadłego i jest jego przyjacielem, cokolwiek by się nie stało, to bardzo mi to przypomina Brusa z Pana Lodowego Ogrodu, który również jest dla swojego pana kimś podobnym. Najwyraźniej jest to dosyć popularne połączenie postaci, ponieważ występuje również w Artemisie Fowlu.
  Król uciekinier należy zdecydowanie do przyjemnych lektur, których czasem nie da się przewidzieć, a czasem przyszłe wydarzenia stają się oczywiste. Jednak z pewnością jeśli komuś przypadł do gustu Fałszywy książę, to również i drugi tom powinien mu się spodobać. Ja już szczerze mówiąc wypatruję z niecierpliwością ostatniej części.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

sobota, 12 kwietnia 2014

Koniec przygód Tessy, Willa i Jema

Mechaniczna księżniczka

Autor: Cassandra Clare
Tytuł oryginału: The Clockwork Princess. Infernal Devices- Book Three
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 540
Seria: Diabelskie Maszyny (trylogia)
Moja ocena:  9,5/10
Mroczna sieć zaczyna się zaciskać wokół Nocnych Łowców z Instytutu Londyńskiego. Mortmain planuje wykorzystać swoje diabelskie maszyny, armię bezlitosnych automatów, żeby zniszczyć Nocnych Łowców. Potrzebuje jeszcze tylko ostatniego elementu, żeby zrealizować swój plan. Potrzebuje Tessy Gray.
Charlotte Branwell, szefowa Instytutu Londyńskiego, rozpaczliwie stara się znaleźć Mortmaina, zanim ten zaatakuje. Ale kiedy Mortmain porywa Tessę, chłopcy, którzy roszczą sobie równe prawa do jej serca, Jem i Will, zrobią wszystko, żeby ją uratować. 
"Diabelskie maszyny nie znają litości. 
Diabelskie maszyny nie znają żalu. 
Diabelskie maszyny są niezliczone.
 Diabelskie maszyny nigdy nie przestaną przybywać."
*Uwaga! Spoiler z poprzednich części!*
Po wydarzeniach związanych z utrzymaniem się na czele Instytutu Londyńskiego (patrz: recenzja), Charlotte kontynuuje poszukiwania Mortmaina, starając się go zdemaskować, zanim ten zaatakuje Nocnych Łowców. Do jej podopiecznych dochodzi Cecily, siostra Willa, oraz bracia Lightwoodowie- Gideon oraz Gabriel; wszyscy oni gotowi są pomóc pani Branwell i jej mężowi w poszukiwaniach, dowiadują się przy tym wielu rzeczy i muszą stoczyć walki, z których nie wszyscy mogą wyjść żywi... Wszystkiemu towarzyszy miłość Willa, Tessy i Jema, bo choć Herondale wie o zaręczynach, nigdy nie traci nadziei na to,  że odmieni się los. Jednak za bardzo kocha obydwoje przyjaciół, żeby kierować się swoimi własnymi uczuciami. Cóż, czy na pewno? Po porwaniu Tessy cały świat przewraca się do góry nogami...
*Koniec spoilera*
 Mechaniczna księżniczka jest zdecydowanie najbardziej obezwładniającą książką z całej trylogii. Wydarzenie goni za wydarzeniem, a przeplatające się wątki tworzą niesamowity i pełen zaskakujących momentów klimat. Jedyne, co w pewnym momencie zdołałam powiedzieć, to "Ale ja się nie zgadzam. Nie, tak nie może być. Nie, nie zgadzam się! To nie jest możliwe..." Więc sami widzicie, że wszystko było tam dla mnie szokiem, również zakończenie. W ogóle nawet nie spodziewałam się możliwości takiego rozwiązania całej fabuły, oprócz pochodzenia Tessy, bo tego rzeczywiście można było się z łatwością domyśleć. Oczywiście tylko tego, kim ona jest, a nie kto jest jej rodziną. Tego szczerze mówiąc nie brałam pod uwagę, bo po prostu nawet nie pomyślałam, że może to mieć aż taką wagę. Jedno mogę stwierdzić- wszystkie tomy są niesamowicie ze sobą powiązane i jeśli się nie przeczytało albo nie pamięta się poprzednich części, to niektóre fragmenty będą niezrozumiałe.
"Zawsze kiedy starał się chronić Tessę, Jem myślał, że robi to ze względu na niego. Każda z tych igieł miała swoje imię. Poczucie winy. Wstyd. Miłość."
Cechą rozpoznawalną tej serii jest łączenie w pary wszystkich postaci tu występujących. Jeśli ktoś nie ma pary, to jest źle i trzeba kogoś dla niego znaleźć. Niektórym to się może nie podobać, ale moim zdaniem tworzy to charakter powieści, tym bardziej, że nie staje się przez to jakimś tanim romansidłem tylko historią o tym, że nawet w trudnych czasach znajdzie się chwila na miłość. Ciekawym jest również to, jak autorka opisuje tu książki- jako sposób na życie, przetrwanie i myślenie, czyli zupełnie tak, jak myśli większość książkoholików.
  Nieliniowa fabuła oraz mnóstwo zwrotów akcji sprawia, że powieść ożywa na naszych oczach i pojawia się barwnymi scenami i uczuciami, jakie chyba tylko książki potrafią nam dostarczyć. Jest ekscytacja, jest ból, niedowierzanie, szczęście, ulga i strach. Autorka potrafi ująć nas słowami, które jakby płynęły, łatwo przychodzi jej opisywanie uczuć i rozdzielenia serca Tessy pomiędzy Willem a Jemem, których kocha równie mocno.
 Wszystkie postaci bez wyjątku są świetnie skonstruowane pod względem zarówno charakteru jak i celów, według których działają tak, jaki działają. Jedyne co, to nie do końca rozumiem motywy działania Konsula Waylanda, który wydawał się całkiem inną osobą. Cały czas jego zachowanie mi jakoś nie pasuje, tak jakby był wyciągnięty w ogóle z innej powieści. Jednak oprócz tego wszystko jest jak najbardziej  na swoim miejscu i nie wyobrażam sobie, żeby mogło czegokolwiek lub kogokolwiek zabraknąć.
 "Każde spotkanie prowadzi do rozstania i tak się to wszystko toczy, póki życie jest śmiertelne. W każdym spotkaniu jest trochę smutku  rozstania, ale w każdym rozstaniu jest również trochę radości z następnego spotkania."
Podsumowując, zwieńczenie trylogii Diabelskich maszyn nie zawiedzie Was a zaskoczy swoją akcją i postaciami. Zakończenie jest zaskakujące i niespodziewane, więc jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie ono jest, zapraszam serdecznie do lektury.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CF - 2014 - logo

wtorek, 8 kwietnia 2014

"Artemis Fowl"- inne spojrzenie na wróżki

Artemis Fowl

Autor: Eoin Colfer
Tytuł oryginału: Artemis Fowl
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 280
Seria: Artemis Fowl. Tom 1
Moja ocena: 7/10
Dwunastoletni Artemis Fowl jest największym geniuszem w historii świata przestępczego. Jego plan jest podstępny i zuchwały: rozszyfrować tajemnice elfów, a potem porwać jednego z nich i zażądać godziwego okupu. Jednak technologia elfów jest bardziej zaawansowana, niż Artemis przypuszcza.
"-Pewność siebie wynika z niewiedzy- pouczył ją faun.- Jeśli się stawiasz, to tylko dlatego, że o czymś nie wiesz."
Cała historia opowiada o nastoletnim Artemisie, który pochodzi ze znaczącego rodu, jednak niestety ojciec chłopaka zaginął, a matka, no cóż... załóżmy, że jest niedyspozycyjna psychicznie, dobrze? Jednak młodemu Fowlowi to na rękę, ponieważ chce zrealizować plan, w wyniku którego odbuduje trochę bogactwo rodziny. Ale dalej jest tylko dwunastoletnim dzieciakiem, którego nie można zlekceważyć, gdyż później będzie się tego żałować. Artemisowi wiecznie towarzyszy Butler- jego ochroniarz, który jest świetnie wyszkolony we wszelkich dziedzinach walki i gotowy poświęcić się dla swojego przyjaciela i pana. Kolejną bohaterką jest Holly Nieduża, jedyna kobieta służąca w SKRZAT-cie, czyli organizacji wróżek. Z tego powodu jej dowódca, kapitan Bulwa, cały czas poddaje ją próbom lub wypomina jej wiele rzeczy. Wkrótce wszyscy oni mają się spotkać, jednak co z tego wyniknie?
  W realiach tej powieść słowo "wróżki" jest ogólnym określeniem dla części fantastycznych istot, czyli m.in. elfy, chochliki, krasnoludy, chochliki. Wszyscy oni mieszkają pod ziemią, a niewiele z nich ma szansę na poznanie ludzi lub ich zobaczenie. Co prawda wychodzą na powierzchnię, jednak tylko po to, aby odbyć Rytuał potrzebny do odnowienia swojej mocy.
 Przy lekturze odkryłam, jak bardzo można zostać spaczonym przez romantyczne powieści i filmy. Po prostu na siłę da się tutaj dopatrywać wątków, chociażby z Bulwą i Holly. To czasem robi się uciążliwe, ale tak już chyba mają niemal wszystkie osoby, które czytają tego typu książki.
  Sam pomysł na taką technologię, jaka jest tutaj pokazana, nie jest aż tak oryginalny jak by się wydawać mogło. Już od dosyć dawna można się spotkać z wymienionymi funkcjami sprzętów elfich, różnią się od innych jedynie wyglądem. Cóż, jednak nie można się tego za bardzo czepiać, ponieważ w tym momencie bardzo ciężko jest wymyślić coś nowego. Za to samo prowadzenie fabuły sprawiało, że czytelnikowi nie dane było się nudzić, była wartka, a każdy moment porywający. Pomimo tego, że w niektórych chwilach była niesamowicie przewidywalna, to nie popsuło to całokształtu powieści, wręcz przeciwnie, wyczekiwało się tylko kolejnych zdarzeń aby sprawdzić, czy miało się rację.
  Rozwiązania niektórych zagadek bądź nieścisłości może wydają się banalne, jednak w gruncie rzeczy właśnie najprostsze pomysły przychodzą do głowy najrzadziej. Właśnie dlatego tak są zaskakujące i nawet nie dopuszczamy ich do możliwości.
  Nie brakuje tu momentów zarówno śmiesznych jak i trzymających w napięciu, ale jednego zawsze jesteśmy pewni- nikt nie zginie. Czy aby na pewno? Cóż... sprawdźcie to.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

piątek, 4 kwietnia 2014

"Pan Lodowego Ogrodu tom II" czyli kontynuacja historii Midgaardu

Pan Lodowego Ogrodu

Autor: Jarosław Grzędowicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 638
Seria: Pan Lodowego Ogrodu. Tom II
Moja ocena: 9/10
Mówią, że zimna mgła żyje. Inni uważają, że to oddech bogów albo brama zaświatów. Midgaard. Planeta, gdzie nas, ludzi, postrzega się jako istoty o rybich oczach. Gdzie trwa wojna bogów, a samozwańczy demiurgowie hodują okrucieństwo kwitnące w mroku zła, Gdzie więdną najnowsze ziemskie technologie, a człowiek stawić musi czoła swoim koszmarom. I zostaje zupełnie sam.
"Mam znaleźć sedno bycia jabłkiem? Istotę jabłkowatości? Tao szarlotki? Sam mam stać się jabłkiem? Jabłonią, Boże uchowaj?"
*Uwaga! Spoiler z poprzedniego tomu!*
 W drugim tomie powracamy do dwóch toczących się (chyba) równocześnie historii- Vuka Drakkainena, pochodzącego z Ziemi człowieka, który przybył na Midgaard w celu odnalezienia zaginionej ekspedycji badawczej oraz ewentualnej naprawy szkód, które po sobie zostawili. Przy drugim opowiadaniu towarzyszymy młodemu księciu podczas ucieczki przed nowymi rządami w cesarstwie- rządami Pramatki. Obydwa wątki są na równi wciągające i satysfakcjonujące, za wyjątkiem pierwszych rozdziałów, kiedy to zdecydowanie bardziej wyczekiwałam przygód tohimona klanu Żurawia, jednak potem fabuła obydwu historii jest na równi fascynująca. Pierwsza część zaczyna się od momentu, w którym poznajemy Vuka jako Drzewo, w które został przemieniony przez Van Dykena w poprzednim tomie (patrz, recenzja), jesteśmy również świadkami tego, jak wraca do normalnego życia oraz odkrywa pewne zmiany oraz sposób, w jaki może pokonać Czyniącego. Z kolei dziedzic Tygrysiego Tronu usiłuje przekraść się razem ze swoim nauczycielem i przyjacielem, Brusem, przez tereny cesarstwa bez zwracania na siebie zbytniej uwagi kapłanów Podziemnego Łona, jednak na drodze stają im pewne przeszkody... Jakie? Jeśli chcecie, możecie się dowiedzieć...
*Koniec spoilera*
"-Nie wierzę, piczku materinu- burknął Drakkainen (...)- Zbieram jagody do kubeczka. Tam się świat pali, a ja zrywam sobie kopane jagody."
Im jest się starszym, tym więcej się wie i można sobie skojarzyć parę rzeczy. Chociażby to, że ustrój ustanowiony w państwie Pramatki jest bardzo podobny do idealnego państwa Platona- też pojedyncze osoby się nie liczą, liczy się interes państwa, też opiera się po części na wiedzy, a już na pewno hierarchia jest ta sama, tylko wielebni zastępują filozofów. Również po części spełnia warunki państwa ascetycznego- w końcu nie wolno jeść mięsa ani podobnych rzeczy, a każdy dostaje swoją porcję niezróżnicowanego posiłku, dzień w dzień; spełnia także jeszcze jeden warunek jakim jest brak miejsca dla poetów. W końcu oprócz modłów raczej zakazana jest gra na jakimkolwiek instrumencie, podobnie jak spożywanie alkoholu i palenie fajek, bo jest to niezgodne z przykazaniami Pramatki."Niech wszystko stanie się jednym". Tak po prostu.
Oprócz tego to wierzenia Ludzi Węży troszeczkę zahaczają o mitologię, jeśli się dobrze przypatrzeć. Pojawia się w pewnym momencie wzmianka o wężu, który połknie słońce... Dziwnie znajome, prawda? Bowiem według mitologii egipskiej koniec świata będzie wtedy, gdy wąż Apopis połknie na zawsze Słoneczną Barkę boga Re, czyli innymi słowy samo słońce. Może po prostu jestem przewrażliwiona na tym punkcie.
"My, ludzie, tak jesteśmy skonstruowani. Oprócz logiki, rozsądku i zdolności ważenia szans mamy jeszcze skrupuły.Sumienie. Uczucia. Różne przesądy, które czynią nas ludźmi."
 W tym tomie za to akcja każdej z historii może nie idzie aż tak szybko, jednak jest to związane tylko z tym, że co drugi rozdział zmieniany jest bohater i śledzimy tylko jedną z fabuł, dlatego skoro w sumie w książce jest 10 rozdziałów, to 5 przypada dla Vuka, 5 dla Ardżuka. Powieść jednak jest zachowana na przyzwoitym poziomie i bardzo przyjemnie się czyta, w szczególności, że jest napisana w miarę przystępnym językiem,a akcja jest wartka i autor oszczędza opisów brutalnych scen, co również jest dużym plusem w większości przypadków. Charakteru dodają również dosyć częste zwroty akcji, w szczególności w przypadku głowy klanu Żurawia. Pod koniec po prostu się załamałam, bo nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, jakie się wydarzyły. Mogłam coś przypuszczać, jednak od razu te wizje się rozwiewały.
 Za to elementem spornym dla mnie jest lekka przemiana opinii Vuka na temat magii w tym świecie. Z jednej strony jest bardzo ciekawe i zaskakujące, jak zmienia swoje zdanie chociaż odrobinę, jednak zarazem znamy go od zupełnie innej strony, która w ogóle nie akceptuje czegoś takiego jak właśnie magia. Nie jestem więc w stanie powiedzieć, czy mi się to podoba, czy nie, bo po prostu zauważalna jest jego przemiana wewnętrzna w tym świecie. Za to w końcu przybliżony został nieco tytułowy Lodowy Ogród. Jak? Dowiedzcie się sami... Zapraszam do lektury.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

wtorek, 25 marca 2014

Powojenne dziedzictwo

Dziedzictwo przodków

Autor: Suren Cormudian
Tytuł oryginału: Метро 2033: Tod Mit Uns
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron: 475
Seria: Projekt Uniwersum Metro:2033
Moja ocena: 7/10
Miasto twierdza Konigsberg. Jej upadek pieczętował los Trzeciej Rzeszy i kończył niemiecką obecność w Prusach Wschodnich. Ale nawet teraz, kiedy wybrzmiały echa ostatniej globalnej wojny, która zapędziła resztki ludzkości pod ziemię, są tacy, którzy w imię dziedzictwa przodków są gotowi zabijać i ginąć.
"- My też nie potrzebujemy przelewu krwi. Przybyliśmy tu w innych celach.
-A co to za cele?
-Dziedzictwo."
Po Katastrofie mieszkańcy rosyjskich okolic Mierzei Wiślanej schronili się w dawnych bunkrach i schronach przeciwatomowych w trzech miejscach. Jedna z kolonii składa się w większości z żołnierzy rosyjskiej Piechoty Morskiej i rodzin żołnierzy, niestety mieszkają oni na bardzo skażonym terenie, narażonym na bezustanne ataki gigantycznych krabów, w dodatku zaczyna brakować miejsca w ich schronie. Tutaj właśnie poznajemy wielbionego przez wszystkich generała Stieczkina. Jest to człowiek silny, nieugięty i twardy, a zarazem troszczący się o bezpieczeństwo i wygodę swoich ludzi. Zawsze myśli na początku o tym, żeby nikomu niewinnemu nie stała się krzywda.Za to w Kaliningradzie zostają nam ukazani zupełnie inni bohaterowie. Samochin został przywódcą ludzi z Piątego Fortu, którzy bynajmniej nie darzą go wielkim szacunkiem. Jest on uparty, arogancki i aż zbyt pewny siebie w niektórych kwestiach; byłby w stanie poświęcić swoich ludzi, gdyby to tylko prowadziło do urzeczywistnienia zamierzonego celu. Jego wierny sługa Borszczow stał się oczami i uszami swojego pana- przekazuje mu wszystkie zasłyszane informacje i plotki, po prostu wierny piesek! Jednak w Kaliningradzie są również osoby, które wolałyby pomóc Samochinowi. Pierwsza z nich to Tigran, stalker o zatwardziałym charakterze, który mięknie głównie w stosunku do pięknej lekarki Rity Gżel. Od pewnego momentu podróżują razem z Sanią, znawcą tuneli, który skrywa przed nami wiele tajemnic...
"Nic ich nie dzieliło. Jedna przysięga. Jedna Ojczyzna. Jedna przebyta straszna ogólnoświatowa katastrofa na jednej, wspólnej wszystkim planecie. I jedna data śmierci, kończąca się rokiem- 2033."
 Całą historię zaczynamy od momentu, w którym czworo nastolatków idzie na wyprawę do starych bunkrów i podziemnych korytarzy. Jedyne wyjście zostało zablokowane, a dzieciaki muszą sobie jakoś poradzić. Aż do końca powieści nie wiadomo tak naprawdę, co się z nimi stało, co jest dużym plusem, bo autor wprowadza dzięki temu atmosferę pełną oczekiwań i czytelnik chce się w końcu dowiedzieć, co się wydarzyło.
  Początek książki za to mocno kulał. Nie chodzi o fabułę, bo ta była w jak najlepszym porządku, a o opisy akcji oraz wątki. Autor bowiem w jednym rozdziale potrafił co kilka stron przeskakiwać z jednego wątku do drugiego, gdy jeszcze porządnie nie zaznajomiliśmy się z postaciami. Przez to czytelnik mógł się zgubić w treści i dopiero pod koniec kontynuowanej historii zorientować się, co i gdzie się dzieje. Podobnie było z opisem bitwy obok bunkra- dopiero po przeczytaniu dwa razy tekstu mogłam się zorientować, która strona co robi i gdzie się znajduje. Potem jest już dużo lepiej, bo autor aż tak często nie przeskakuje z tematu na temat i wszystko jest jasne i klarowne. Wtedy sunie się po stronach i czuje się, jakby się tam było. Czuje się chłód korytarzy, strach przed nieznanym, strach śmiercią bohaterów, udziela się atmosfera całej historii.
 Sam pomysł na wprowadzenie niektórych rzeczy jest moim zdaniem bardzo ciekawy. Sztuką jest wymyślić coś, czego jeszcze nie było w Uniwersum, a nie wątpię, że jeszcze nieraz zostanę miło zaskoczona tematyką książek. Co ciekawe, miejsca wymienione w tej powieści w większości istnieją naprawdę i wyglądają bardzo podobnie do opisywanych.
  "-Tigran! Chyba nie zamierzasz go zabić?-wyszeptała Rita z niepokojem.
- Tylko troszkę. Nie na śmierć-wysyczał Bagramian."
 Oczywiście autor zadbał też o porcję humoru, czasem czarnego, czasem przejawiającego się zabawnymi scenkami. Świetne jest również to, że podczas wszystkich wydarzeń możemy obserwować wewnętrzne przemiany bohaterów bądź ujawnia się ich prawdziwe oblicze. Dzięki temu książka nabiera barw i staje się o wiele ciekawsza, wzbogacona właśnie o te zmiany. Cóż, w końcu ludzie doskonalą się z każdym dniem, nawet po Katastrofie...
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
CF - 2014 - logo

wtorek, 18 marca 2014

Co łączy egzorcyzm z bimbrem? Jakub Wędrowycz!

Kroniki Jakuba Wędrowycza

Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 291
Seria o Jakubie Wędrowyczu
Moja ocena: 9/10
Na wojsławickiej komendzie zostały po nim tylko protokół zatrzymania i gumofilce. Choć zarzuty wobec poszukiwanego Jakuba W. mogą szokować, ma on szacowne grono obrońców.
"-Przypadki chodzą po ludziach, ale to niemożliwe, statystycznie niemożliwe, żeby wszystko spotykało tylko jednego Jakuba Wędrowycza."
Tytułowy Jakub Wędrowycz jest ponad osiemdziesięcioletnim mieszkańcem Wojsławic, który w swoim domu nielegalnie pędzi bimber. Większość swojego czasu przesiaduje w knajpie na piciu wszelkiego rodzaju alkoholu, naprawdę rzadko można widzieć go, gdy jest trzeźwy. O dziwo wszystkie wydarzenia w okolicy miasteczka są powiązane właśnie z nim. Pomimo tego, że bezustannie  pakuje się w kłopoty, zazwyczaj wychodzi z nich bez szwanku. No cóż, w końcu jest jednym z najlepszych egzorcystów w kraju i może wszystko...

Cała książka składa się z 12 opowiadań z Wędrowyczem w roli głównej, którego głupota konkuruje z talentem i egzorcystycznymi kwalifikacjami. Jest postacią niezwykłą, której nie da się jednoznacznie opisać, tyle życia ma w sobie. Jednego można być pewnym- nie ważne, kiedy, zawsze ma czas i ochotę na bimber. Jak na staruszka utrzymuje naprawdę świetną formę i w każdym momencie może nieść pomoc. Jest człowiekiem, który nie rzuca słów na wiatr i jeśli coś obiecał, z pewnością to zrobi.
  W większości opowiadania są humorystyczne i mają w sobie coś z komedii, bo albo Wędrowycz sprawia, że inni (najczęściej policja) głupieją, albo sam nie wykazuje zbyt wielkiego obeznania w niektórych dziedzinach. Jednak parę historyjek napisane jest znanym już stylem ze zbiorów opowiadań Pilipiuka, czyli utrzymane są w tajemniczej i mrocznej atmosferze (Tajemnice wody i Przeciw pierwszemu przykazaniu), ale dalej to ten sam znany nam Jakub w nich występuje.
"Oczywiście, zdarzało się czasami, zazwyczaj gdy był bardzo pijany, że słyszał głosy zwierząt, ale zdawał sobie prawie zawsze sprawę z tego, że to tylko urojenie. Tym razem był trzeźwy jak niemowlę i nawet nie miał kaca, a to działo się naprawdę"
  Same wydarzenia i dowcipy tak wciągają, że nie można się oderwać od stronic. Kroniki są świetnym dowodem na prawdziwość słów "stary ale jary", jak również i tego, że dla chcącego nic trudnego. Są urzeczywistnieniem zarówno wymyślnego jak i prymitywnego humoru, które razem ze sobą świetnie współistnieją i tworzą po prostu piękny duet. Zabawnie jest czytać o biednych policjantach, którzy zwykle padają ofiarą wybryków Wędrowycza i jego znajomych, niezamierzenie oczywiście.
  Moim zdaniem szczególnie udanym opowiadaniem jest historia o wytapianiu miedzi z pewnego ciężkiego kawałka różnych metali... Jednak co to jest, dowiecie się sięgając po Kroniki Jakuba Wędrowycza.
Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo

sobota, 15 marca 2014

Nefilim w epoce wiktoriańskiej

Mechaniczny książę

Autor: Cassandra Clare
Tytuł oryginału: The Clockwork Prince
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron:494
Seria: Diabelskie Maszyny
Moja ocena: 8/10
W magicznym podziemnym świecie wiktoriańskiego Londynu Tessa znalazła bezpieczne schronienie u Nocnych Łowców. Niestety, bezpieczeństwo okazuje się nietrwałe, kiedy grupa podstępnych członków Clave zaczyna spiskować, żeby odsunąć jej protektorkę Charlotte od kierowania Instytutem.
Z pomocą przystojnego i autodestrukcyjnego Willa oraz zakochanego w niej Jema Tessa odkrywa, że wojna Mistrza z Nocnymi Łowcami wynika z jego osobistych pobudek. Mistrz obwinia ich o dawną tragedię, która zniszczyła mu życie.
Z czasem Tessa uświadamia sobie, że jej serce bije coraz mocniej dla Jema, choć nadal dręczy ją tęsknota za Willem, mimo jego mrocznych nastrojów. Czy odnalezienie Mistrza uwolni Willa od sekretów, a Tessie da odpowiedzi na pytania, kim jest i dlaczego się urodziła?
"Kłamstwa i sekrety, Tesso, są jak rak na duszy. Toczą to, co dobre, a zostawiają po sobie tylko zniszczenie."
 W drugim tomie Diabelskich Maszyn cały Instytut ściga się z czasem, aby odnaleźć Mistrza, który po pamiętnym spotkaniu w Klubie Pandemonium zniknął bez śladu, tak samo jak brat Tessy, Nate. W dodatku w Clave podważane są kompetencje Charlotte do prowadzenia Instytutu, a co za tym idzie propozycja zdjęcia jej z pełnionego urzędu. Przyjaciele jednak nie mogą do tego dopuścić i robią wszystko co w ich mocy, by nie doszło do przejęcia ich domu. Akcja zapętla się, gdy poznajemy bliżej przypadek Willa, a Tessę i Jema coraz bardziej ciągnie do siebie... Komu można ufać? A kto okaże się zdrajcą?
 W porównaniu do poprzedniej części, tutaj jest zdecydowanie więcej wątków miłosnych niż w poprzedniej części, a dla niektórych denerwującym może być przeskakiwanie Tessy z Willa na Jema. Ich prywatne sprawy robią się coraz bardziej zagmatwane z upływem czasu, najbardziej w tym wszystkim miesza się Tessa. Jeśli czytaliście Dary Anioła, to zauważycie pewne połączenie z Diabelskimi Maszynami, chociażby zbieżność nazwisk rodowych, postaci. W szczególności jednej, która występuje w obydwu tych seriach. Oczywiście nie postaciom nie brakuje poczucia humoru i na początku co chwila strzelają śmiesznymi tekstami albo sobie nawzajem dogryzają. Każdy z nich przechodzi wewnętrzną przemianę, pod koniec powieści zachowuje się trochę inaczej niż na jej początku. Obydwoje, i Jem i Will zachowują się w stosunku Tessy tak, jakby była ich największym skarbem. Mówią jej czułe słowa, wyznają miłość. Jak tu ich nie kochać?
"-Może będziecie zaskoczeni, kiedy wam powiem, że w palarni widziałem coś interesującego- ciągnął Will.
- Bez wątpienia- rzuciła szorstko Charlotte.
- Jajko?- zapytał Henry"
 Dzięki nagłym zwrotom akcji książka jest nieprzewidywalna i nigdy nie możemy się niczego spodziewać. W niektórych momentach nie można oderwać się od książki, bo chce się wiedzieć, co będzie dalej i przeżywa się losy bohaterów jak swoje własne. W chwilach napięcia pożerałam litery wzrokiem, nie mogłam się doczekać, jak wszystko się rozwiąże. Jeśli chodzi o bohaterów, to wszyscy mają wyznaczone swoje motywy działania i nimi się kierują, każdy trochę inaczej. Niektóre tajemnice zostały już odkryte, jednak odpowiedzi na wiele z nich dalej są nieznane, również doszło kilka nowych zagadek. Bardzo mnie zastanawia postać kucharki, która wiecznie śpiewa ponure piosenki, zazwyczaj o śmierci, żałobie i bólu.
Pod koniec akcja coraz bardziej się zagęszcza i rwie do przodu jak potok, jest pełna niebezpieczeństw i wzruszających momentów. Kończyłam Mechanicznego Księcia dzisiaj w środku nocy, nie mogąc się oderwać od czytania. Książka przyciągała mnie do siebie jak magnes, nie wypuściła mnie ze swych objęć aż do końca i dopiero wtedy pozwoliła mi zasnąć.
 Wszystkie powyższe rzeczy dzieją się w wiktoriańskim Londynie, więc opisany jest ubiór, miasto oraz zwyczaje panujące w tamtych czasach (wielu z nich oczywiście Nocni Łowcy nie przestrzegają). Jako że uwielbiam tamten okres, to dla mnie jest to idealne realia powieści. Zakończenie sprawia, że ciekawość sięga granic, jest niesamowite i nieprzewidywalne. Już się nie  mogę doczekać momentu, w którym sięgnę po trzeci i ostatni tom.
 Zamieszczam tutaj trailer książki.

Książka przeczytana w ramach wyzwania
CF - 2014 - logo